11.05.2018

Od Mateo.


Niebo ciemniało z minuty na minutę. W powietrzu, nabrzmiałym od wilgoci, dawało się wyczuć nadciągającą burzę. Nad watahę nadciągały czarne chmury.
Dosłownie i w przenośni.
Powoli szedłem przez las. Większość wilków siedziała bezpiecznie w swoich domach. Niektórzy nie wiedzieli nawet, co się działo.
Ale ja wiedziałem. Wataha Mrocznych Skrzydeł miała zostać zniszczona.
Nie, nie przez żaden katklizm, to Alfa wystosowała nam orędzie. Jak zwykle, nikt go nie usłyszał. Przynajmniej nie od razu. Kopnąłem kamień. Nie mogłem i nie chciałem uwierzyć, że mój dom, miejsce, w którym zaznałem szczęścia i spokoju ma być tak po prostu obrócony wniwecz. Czy coś można jeszcze zrobić?
Pierwsze krople deszczu uderzyły o ziemię, po chwili cały świat tonął we łzach nieba. Spojrzałem na swoją przemakającą kapłańską szatę. O wytarty, stary materiał uderzała woda. Krople spływały po fałdach, łącząc się na moich oczach w większe strumienie. Końce tkaniny podwijały się z powodu wieku, jednak gromadząca się woda po chwili przełamała krawędź i chlusnęła na ścieżkę.
Podniosłem głowę. Tak, można. A nawet należy.Ruchem pyska zarzuciłem na głowę kaptur i ruszyłem żwawiej w głąb lasu.
* * *
Burza.
Słychać jedynie uderzenia kropel o liście drzew.
Zza zakrętu ścieżki wychodzi czarny wilk w długim płaszczu. Staje. Rozgląda się, lecz nie widzi nikogo, więc skacze w czeluść. Przez chwilę da się słyszeć gruchot śmieci pod łapami, po czym odgłosy głuchną.
Cisza.
Z krzaków wycofuje się brązowa istotka. Na drzewie śpiewa ptak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz