Niebo ciemniało z minuty na minutę. W powietrzu, nabrzmiałym
od wilgoci, dawało się wyczuć nadciągającą burzę. Nad watahę nadciągały czarne
chmury.
Dosłownie i w przenośni.
Powoli szedłem przez las. Większość wilków siedziała
bezpiecznie w swoich domach. Niektórzy nie wiedzieli nawet, co się działo.
Ale ja wiedziałem. Wataha Mrocznych Skrzydeł miała zostać zniszczona.
Nie, nie przez żaden katklizm, to Alfa wystosowała nam
orędzie. Jak zwykle, nikt go nie usłyszał. Przynajmniej nie od razu. Kopnąłem
kamień. Nie mogłem i nie chciałem uwierzyć, że mój dom, miejsce, w którym
zaznałem szczęścia i spokoju ma być tak po prostu obrócony wniwecz. Czy coś
można jeszcze zrobić?
Pierwsze krople deszczu uderzyły o ziemię, po chwili cały
świat tonął we łzach nieba. Spojrzałem na swoją przemakającą kapłańską szatę. O
wytarty, stary materiał uderzała woda. Krople spływały po fałdach, łącząc się na
moich oczach w większe strumienie. Końce tkaniny podwijały się z powodu wieku,
jednak gromadząca się woda po chwili przełamała krawędź i chlusnęła na ścieżkę.
Podniosłem głowę. Tak, można. A nawet należy.Ruchem pyska zarzuciłem na głowę
kaptur i ruszyłem żwawiej w głąb lasu.
* * *
Burza.
Słychać jedynie uderzenia kropel o liście drzew.
Zza zakrętu ścieżki wychodzi czarny wilk w długim płaszczu. Staje. Rozgląda się, lecz nie widzi nikogo, więc skacze w czeluść. Przez chwilę da się słyszeć gruchot śmieci pod łapami, po czym odgłosy głuchną.
* * *
Burza.
Słychać jedynie uderzenia kropel o liście drzew.
Zza zakrętu ścieżki wychodzi czarny wilk w długim płaszczu. Staje. Rozgląda się, lecz nie widzi nikogo, więc skacze w czeluść. Przez chwilę da się słyszeć gruchot śmieci pod łapami, po czym odgłosy głuchną.
Cisza.
Z krzaków wycofuje się brązowa istotka. Na drzewie śpiewa
ptak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz