24.05.2018

Od Mateo do Kija Yuko

Niniejszym uznaje się moje ostatnie op z tego wątku za nieważne.
W zasadzie powinienem się cieszyć, ale oprócz tego, że zupełnie nie mogłem się skupić w tej atmosferze uniesienia, to o ściany umysłu obijała się wciąż jedna myśl: dlaczego zostałem wyrzucony do Dołka Zagłady?
- Eeee... Witaj, matko? - wydusiłem. Ciężko tak mówić o kimś, kogo zna się parę sekund, a poza tym... Właśnie! - Macie tu gdzieś pocztówki?
Mama mnie zabije, jak jej niczego nie wyślę!
Siostra i nowo poznana wilczyca, której nazwanie rodzicielką przychodziło mi wciąż z niejakim trudem, spojrzały na mnie ze zdziwieniem. Jedynie Kij okazał trochę zrozumienia.
- A... To chyba ten zamorski wynalazek, pamiętasz, mamo? Że niby bazgrają znaczki na kawałku pergaminu, a potem jakiś koleś to wszystko nosi... - Miriam nagle olśniło. - Jeśli o to ci chodzi.... Ale to zupełnie niepraktyczne. Od tego są przecież feniksy!

- - - - - - - ta kreska oddziela rzeczy ważne od nieważnych. Jeśli nie jesteś zainteresowany działaniem australijskiej poczty, możesz przeskoczyć za następną linię - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

- Feniksy..? - wydukałem, już ciągnięty przez siostrę w stronę dużego pawilonu. Kiedy weszliśmy, powietrze aż zagrzmiało od masy krzyków i wrzasków.

- To mój ulubiony. Maciuś - powiedziała z dumą Miriam, gładząc piórka jednego z najgłośniejszych krzykaczy. Ptak wypiął dumnie pierś, prezentując czerwono - pomarańczowe pierze, po czym łypnął na mnie nieprzyjaźnie.
- Aha. - Obejrzałem stworzenie ze wszystkich stron, ale nie dało mi to żadnych wskazówek na temat jego użytkowania. - I co mam z nim zrobić?
- Jak to co!? - zdziwiła się siostra, ale szybko się opamiętała. - Ach. No tak. Po prostu idź z nim do tej budki w rogu i opowiedz mu treść wiadomości, a na koniec podaj adres. To wystarczy.
Niepewnie kiwnąłem głową, a siostra bez ostrzeżenie wpakowała mi feniksa na grzbiet. Niezdarnie podszedłem do budki i posadziłem stwora na znajdującej się tam żerdzi.
- Eee... A wiec tak... - zająknąłem się, ale Maciuś już spoglądał na mnie szyderczo, nadstawiając dziury uszne. To, że powtórzy to Lunie, miałem już jak w banku. Starałem się kontynuować już bez efektów specjalnych. - Kochana Mamo! Nie przestrasz się tej pokraki, używają ich tu zamiast poczty....
Kiedy podałem adres, Maciuś spojrzał na mnie jakbym powiedział mu co najmniej, że ma lecieć na Księżyc.
- Co się gapisz? W końcu to twoja fucha - prychnąłem. Feniks zesztywniał i mógłbym przysiąc, że zastanawiał się, jak wielką dostanie karę za wydziobanie mi oczu. Wreszcie jednak niespodziewanie wystartował, oczywiście o mało co nie urywając mi głowy.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - kreska kreskę pogania... - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
- Fajna ta wasza poczta - mruknąłem do Miriam, wychodząc z ptaszarni. - Wyjątkowo miła obsługa.
Rozpromieniła się, co nasunęło mi przypuszczenie, że chyba nie załapała ironii, i zaczęła coś ćwierkać na temat jakości usług świadczonych przez feniksy. Rozejrzałem się. Zabudowania watahy rozmieszczone były na planie koła - wszystkie wilki w jednym miejscu; pewnie chatki są tylko wejściami do ich nor. Wszystko było ślicznie przyozdobione różnorakim zielskiem i rysunkami dzieci, a na środku pysznił się placyk, na który zmierzaliśmy. Zza jakiegoś domku wyłonił się Kij.
- Mateo...
- ...prawda, że Maciuś jest słodki? I taki grzeczny! Nie kręci się ani nie wierci podczas dyktowania... - trajkotała w najlepsze siostrzyczka. To już jest kłamstwo w żywe oczy!
- Mateo!
- On? Grzeczny!? Patrzył na mnie jak na swój obiad! - wymruczałem gniewnie. Jakim cudem Miriam mogła mieć o nim tak wysokie mniemanie?
- Coś mówiłeś? - zapytała wadera.
- Nie, nie, nic - 
- MATEO!
- Gratulacje, możesz posadzić moim uszom cebulę na grobie! Co się dzieje!? - spytałem Kija z niemałym oburzeniem. Ona naprawdę ma jakieś skłonności sadystyczne, próbuje mnie pozbawić słuchu!
- Wreszcie się obudził! - Kiiyuko bynajmniej nie czuła się winna, sądząc po poirytowanym tonie. - Chodź ze mną!
- Gdzie znowu? - wywróciłem oczami, ale ponieważ zdążyła już się odwrócić i ruszyć, nie pozostało mi nic innego, jak przepraszająco skinąć głową Miriam i udać się za czarnołapym Bałwanem. A zmierzał on do jakiejś malutkiej, skalnej jaskini - ewenementu na skalę całego, pustynnego terytorium watahy.
- Tu będziemy spać, nie mają innego miejsca - wyjaśniła szybko, wchodząc trochę głębiej. Skoro o tym była mowa, zauważyłem, ze robi się już ciemno. Lokum było maleńkie, jak na dwa wilki – niewystarczające. Zanim jednak zdążyłem zapytać, czy nie moglibyśmy po prostu przespać się pod chmurką, dodała – na tę noc zapowiadają deszcz, jutro będzie wielkie święto z tej okazji. Chyba nie chcesz przemoczony zginąć pod łapami świętujących tłumów?
- No raczej, że nie, ale… - Tylko tyle udało mi się wtrącić.
- Nieważne, nie po to cię tu ściągnęłam. – Wzięła głęboki wdech, po czym oznajmiła poważnie - Czuję… Czuję gdzieś w środku, że coś jest nie w porządku.
Jakimś cudem powstrzymałem się od uwagi na temat rozstroju żołądka.
- W jakim sensie: jest nie w porządku? – zapytałem, a Kii zgromiła mnie spojrzeniem.
- Gdybym wiedziała, tobym powiedziała! – prychnęła. – Mam tylko nikłe przeczucie, że chodzi watahę. Chyba… Chyba coś złego się tam dzieje.
Na chwilę zapadła cisza.
- O ile dobrze pamiętam – powiedziałem ostrożnie – to nigdy wcześniej nie miałaś żadnych proroczych przeczuć. Może niepotrzebnie się tym przejmujesz? Zresztą Luna chyba próbowałaby się skontaktować, gdyby coś było nie tak…
- Może… - Kij nie wyglądał na przekonanego. – W każdym razie, wolałam, żebyś wiedział. A, no i przy okazji: twoje rodzeństwo jest w domu. Odesłano je ze szpitala.
Co!? Jak ja.. Jak… Co ze mnie za brat!? Zapomniałem o własnym rodzeństwie? No tak, było w tym magicznym kuferku, ale jak ja mogłem zapomnieć?
- Dobra, nie załamuj się. Chciałam zaczekać, aż się zorientujesz, ale chyba Australia za bardzo cię pochłonęła. To nie twoja… Znaczy, to jest twoja wina, ale nie przejmuj się tym teraz… - towarzyszka starała się mnie pocieszyć. Raczej jej nie wyszło. – Patrz, jak księżyc ładnie świeci… A właśnie, już noc! Chodźmy spać.
Czyli co, mam sobie tak łatwo wybaczyć!? Co do spania, gdyby rzeczywiście dało się pójść, to bym poszedł, ale biorąc pod uwagę wymiary jaskini mogłem się jedynie położyć tam, gdzie stałem. Kij zresztą też, co spowodowało pewną niezręczną sytuację, bo znalazła się zdecydowanie za blisko mnie. Doceniwszy jednak dobre strony sytuacji, a mianowicie możliwość wykorzystania jej jako poduszki, postanowiłem odpłynąć w przysłowiowe objęcia Morfeusza.
<Kiiiiju? Opisz swój sen :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz