19.05.2018

Od Kiiyuko do Mateo, czyli wielki powrót Ewci na WMS.

(Tak, nie odpisywałam Mateosi od 4.03. Spaprałam sprawę, zaraz biorę się za form Kijka i opko do Lily od Evana. Wreszcie moje długo oczekiwane zabiegi weszły w życie! :') )


  Spojrzałam na nowo "poznaną" waderę, po czym przeszłam wzrokiem na czarnego. Tego się nie spodziewałam. Na środku suchego jak pieprz stepu obcego kraju spotkać nagle rodzinę? Nie zdarza się to bynajmniej codziennie, więc zaskoczenie w moich oczach chyba było uzasadnione, czyż nie?
- S-siostrą...?- zdołałam tylko wydukać. Nie dość, że każą człowiekowi t r u c h t a ć, to jeszcze tak zaskakują, no po prostu podwójna szansa na zawał dla mojego wilczego serduszka!
- Tak, siostrą.- odparła zadziwiająco podobna do mojego towarzysza wilczyca, wciąż taksując wzrokiem swojego rzekomego brata. Mimo mojego szoku - który zresztą pewnie nie był większy od szoku ich obojga - postanowiłam nie przerywać ich dialogu, aby dowiedzieć się więcej.
- Gdzie byłeś przez cały ten czas? - zapytała ożywiona Miriam - Mama się mar.. właśnie, mama! - oświeciło ją - Chodź! - rzuciła do Mateo, po czym zniknęła w krzakach, a chwilę potem podążył za nią jej, zagubiony przez tyle lat, brat.* Nie miałam innego wyboru, jak tylko pójść za nimi.
  Po drugiej stronie chaszczy step nie był jakoś specjalnie inny, poza tym, że jakieś pięćdziesiąt metrów dalej zaczynał się, jak na australijskie standardy, gęsty, suchy lasek, z którego dochodził zapach wilków! Zrównałam się krokiem z rodzeństwem, a nie było to łatwe, gdyż poruszali się oni niezwykle szybko, wprost galopując w stronę drzew. Gdy weszliśmy pomiędzy uschłe gałęzie, zapach stawał się coraz intensywnejszy, a był dobrze wyczuwalny, ponieważ kontrastował z.. brakiem zapachu Australii.
  Doszliśmy do małej polanki, na której stał.. wielki szałas? Dziwną mają tu kulturę. Mój towarzysz wariował. Rozglądał się dookoła, truchtał w miejscu, jakby skomlał. Jego siostra wykazała się większym opanowaniem, ale widać było, że też trudno jest jej zachować spokój.
- Mamo! - zawołała, po czym z szałasu wyszła lekko już wysiwiała wadera, ale blask w jej oczach pozbawiał ją wrażenia podstarzałej.
- Miriam, co się stało, słońce mo...- przerwała, widząc stojącego obok swojej córki basiora.- Synu! - dobra, troskliwa (przynajmniej z pozoru, bo kto gubi dzieci w dołkach?) matka zawsze rozpozna swoje szczenię. Rzuciła się na zdezorientowanego Mateo, który najpewniej swojej biologicznej matki nie pamiętał.
- Pani jest moją.. m-mamą?- zająknął się biedak, nie dziwię mu się. Mi natomiast pozostawało patrzenie na ten zlot rodzinny i bycie cicho, nie chciałam przerywać takiej wzruszającej chwili, pomyślałam, że swoje pretensje odłożę na trochę później.
- Tak! Gdzieś ty był przez cały ten czas?!- to pytanie basior słyszał już któryś raz.

<Mateo, odpisałam, idę się zabrać za formeł.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz