Przeraziłam się, widząc, jak bardzo blisko Nashi znajduje się Steelfire. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie byłam w stanie nawet pisnąć, niczym wystraszony szczeniak. Czułam, że coś, a raczej ktoś, zabrał mi zdolność mówienia. Szara wadera odwróciła się, wyczuwając obecność mrocznego bytu. Demon przybrał postać dużego, ciemnofioletowego basiora o rubinowych tęczówkach otoczonych najczystszą czernią zamiast normalnych, białych oczach. Jego średniej długości futro falowało pod wpływem nieistniejącego wiatru a mięśnie ukryte pod czarną skórą, napięły się, sprawiając, że Steel wyglądał na jeszcze większego i silniejszego. Mocna szczęka oraz mocne rysy nadawały mu męskiego, władczego charakteru. Poruszał się z gracją i dumną a, jego poza onieśmieliła mnie oraz moją przyjaciółkę, nadal stojącą przed wejściem do mojej celi.
Wygląda zabójczo przystojnie… – pomyślałam. Lecz do głosu dobrały się wyrzuty sumienia oraz rozsądek, krzycząc, starając się przypomnieć mi co zrobił – o mało nie zamordował Nashi oraz mnie, oszukał i manipulował mną, tylko po to, by móc połechtać swoje ego pięknym ciałem.
Nashi napięła swoje mięśnie, przyjmując pozycję obronną. Czułam, jak w jej ciele buzuje moc, lecz nie była do końca jej moc. Była zbyt potężna jak na wilka, nawet będącego dzieckiem jednego z bogów, i wydawało się, że nie pochodzi z tego świata. W moim sercu zatliła się iskierka nadziei, że magia, jaką dierży w sobie szara wilczyca może z powrotem zakląć Steelfire lub go nawet zniszczyć, tak, by już nikomu nic się nie stało. Zaczęłam się nawet zastanawiać jakim cudem przeżyła upadek z takiej wysokości, ba – jak zdobyła taką moc!
Lecz wtedy coś zaczęło się z nią dziać. A drzwi do mojej celi trzasnęły z głuchym hukiem, ponownie więżąc mnie w ciasnej, kamiennej klatce.
Jej nogi zmiękły a je poza straciła pewność siebie. Nastroszone uszy opadły ku głowie a nastroszony ogon podkulił się. W oczach pojawił się strach, lecz było coś jeszcze… Czy to… Ona… jak? Modliłam się, abym nie miała racji.
– Witaj Ślicznotko – powiedział Steel, uśmiechając się czarująco do mojej przyjaciółki. – Co tutaj robisz?
Półboska wadera stała i patrzyła, omieniała urokiem demona. W jej oczach tańczyła iskierka zauroczenia. Przez chwilę zastanawiała się co powiedzieć…
– Ja… – zaczęła, lecz nie dokończyła.
– Jesteś córką Seikatsu, zgadza się? – zapytał bez ogródek Steelfire. Oczy zapłonęły, zupełnie jak ogień podsycony świeżym drewnem. Miałam ochotę krzyczeć, lecz nie mogłam powiedzieć pojedynczego słowa. Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Nienawidziłam być bezsilna a w tamtym momencie tak było.
– T-tak… – przyznała nieśmiało Nashi. – Jestem jego córką…
– Interesujące… – Ucieleśnienie złego ducha podeszło bliżej szarej wadery. Ich nosy niemal się zetknęły a oczy spotkały się. Nogi Nashi zaczęły lekko drżeć a oczy przybrały rozmarzony wyraz. Ciemny basior obszedł obok wadery, podnosząc swój ogon, muskając jej żuchwę. Czarny dym liznął jej głowę a wilczyca przymknęła swoje oczy, rozkoszując się dotykiem Steela. Otworzyłam pysk, chcąc wywołać jej imię, lecz nic się nie stało. Demon spojrzał przelotnie na mnie, delektując się moim cierpieniem.
– Wiesz, że miałem okazję poznać Twojego ojca? – Stanął przed moją przyjaciółką i usiadł, widocznie górując nad srebrną waderą. Uśmiechał się nadal, pokazując garnitur ostrych, prawie niewilczych zębów. Były one zbyt długie i zaostrzone.
– Naprawdę? – Iskierki w jej oczach zmieniły się w gwiazdy, lśniąc zainteresowaniem i rosnącym uczuciem.
– Zgadza się. Kiedyś udało nam się razem zasiać tyle niezgody oraz chaosu, że czegoś takiego świat nie widział wcześniej ani później...
Ponownie, otworzyłam pysk, by zwrócić uwagę Nashi, aby chociaż na chwilę wyrwać ją z tego przerażającego transu.
– Nashi, ocknij się…! – na wpół charknęłam a na wpół krzyknęłam.
Przyjaciółka spojrzała w moją stronę, na chwilę tracąc złudzenie, wyrywając się z objęć… zaklęcia miłości? Miałam wrażenie, że mam zwidy, lecz dobrze widziałam. Jej oczy przybrały przybrały subtelny, malinowy odcień. Tęczówki zachowują swój naturalny odcień, lecz pod pewnym kątem lub dzięki odbiciu światła można zobaczyć różowy blask. Efekt uboczny rzucenia na kogoś uroku zakochującego.
– On Cię zaklął…! – wychrypiałam, czując, jak powoli odzyskuję głos. Demon zaczął tracić koncentrację, co skutkowało odzyskaniem przeze mnie głosu a Nashi uwolniła swoją świadoomość i niezależność spod wpływu czaru rzuconego przez złego ducha.
Niestety, długo nie nacieszyłam się swoją wolnością słowa.
Niespodziewanie wyczułam niewidzialną pętle na swojej szyi, która zaczęła się szybko zaciskać. Poczułam nagły przypływ ataku paniki, próbując złapać oddech. Gdy udało mi się zgasić poczucie strachu, straciłam poczucie gruntu pod stopami, przez co poziom paniki gwałtownie wzrósł. Przed oczami widziałam czarne plamki, zza których Nashi próbowała zrozumieć co się dzieje. Steelfire natomiast głośno się śmiał swoim irytującym głosem – odgłos ten przypominał skrzypienie metalu o siebie, lecz miał on w sobie grozę.
– Zostaw… – zaczęła nieśmiało. – Zostaw ją! – krzyknęła, a jej sierść zaczęła lekko świecić. Uwolniła gromadzoną w swoim wnętrzu boską moc, żądając aby mnie uwolnił.
– A czemu miałbym to zrobić? – zapytał naiwnym głosem, jakby mówił do szczeniaka.
– Bo ja Ci każę…! – warknęła Nashi.
Powoli zaczynałam tracić przytomność. Wzrok i słuch zaczęły się ze sobą mieszać, aby koniec konców zlać się w jednolitą ciemność.
Wtedy nagle poczułam mocne uderzenie ale i również możliwość wzięcia oddechu. Wzięłam tak głęboki wdech, że aż zaczęłam się krztusić. Do moich uszu doszedł szczęk metalu o metal, który dla moich był jednym z najgłośniejszych dźwięków. Położyłam uszy przy głowie i cicho jęknęłam z bólu.
– Antilia! – zawołała moja przyjaciółka.
– Uciekaj… – szepnęłam, choć chciałam krzyknąć. – Uciekaj stąd…
– Nie zostawię cię… – powiedziała, próbując znowu zforsować zamek. Nagle coś uderzyło w szarą waderę, sprawiając, że uderzyła o przeciwną ścianę. Zsunęła się, po czym upadła z głuchym łoskotem na ziemię. Na szczęście szybko się podniosła i rzuciła do walki, pozbawiona resztek czaru zakochującego. Ciemne macki Steelfire'a zgęstniały, po czym zaczęły pełzać po ścianie, odczepiając się od ciała demona, stając się osobnym organizmem. Oba wilki zaczęły ze sobą walczyć, zarówno magią jak i siłą fizyczną.
Ja natomiast postanowiłam wydostać się z więzienia, chcąc pomóc Nashi pogrzebać to coś i uciec.
Zaczęłam grzebać w zamku, mając nadzieję, że zdołam rozgryźć jego mechanizm, lecz nic z tego. Nic nie widziałam z tej strony, więc skupiłam się na samych kratach klatki. Byłam mocno osłabiona, lecz czułam, jak moje ciało powoli się regeneruje – zarówno pod kątem fizjologicznym jak i magicznie. Nashi nadal walczyła z ucieleśnieniem demona, tym razem będąc w zapaśniczym uścisku, podczas którego jedno próbuje zranić drugiego i na odwrót. Spróbowałam rzucić zaklęcie otwierające różnego rodzaju zamki – urok nie wymagał specjalnej wiedzy czy dużej ilości energii magicznej, ba – wystarczyła szczypta. Chciałam pomóc mojej przyjaciółce jak tylko mogłam. Jak najszybciej się stąd wydostać. – dodałam w myślach.
Zacisnęłam powiek, chcąc, aby zamek magicznie się otworzył. Nic z tegoA ja jestem tak słaba, że nie posiadam nawet szczypty magii… – pomyślałam ponuro.
Spróbowałam jeszcze raz, wkładając w to gotujące się we mnie emocje – gniew, obawa, obrzydzenie… Czułam, jak wkrada się nowy rodzaj magii, wiedząc, że to przeciwieństwo mojego żywiołu białej magii, lecz miałam to gdzieś. Jeśli chcesz uratować siebie lub kogoś innego, korzystaj ze wszystkich możliwości jakie daje ci los – przypomniałam sobie słowa pewnego starego wilka, którego spotkałam, nim dołączyłam do watahy.
Skorzystałam więc z czarnej magii, z której zbudowany był Steelfire.
Zamek otworzył się z cichym kliknięciem, uchylając drzwi do celi.
Delikatnie je pchnęłam a te odsunęły się z lekkim skrzypem. Czmychnęłam szybko w cień, obserwując walkę córki boga oszustwa z demonem siejącym zniszczenie. Obserwowałam ich ruchy, czekając na dogodny moment, aby zaatakować Steela. Po kilku chwilach szala wygranej przechyliła się na korzyść złego ducha – przyszpilił Nashi do poziomu podłogi i był gotowy Teraz albo nigdy!
Rzuciłam się na ciemnego basiora, zrzucając go z szarej wadery. Zaczęliśmy się turlać aż pod ołtarz świątyni. Uderzyłam w jego podpory, lecz szybko się podniosłam. Coś czułam, że zaliczę tutaj kilka niezłych sińców lub innych poważniejszych urazów. Uśmiechnęłam się ponuro pod nosem. Czas się zemścić za używanie mnie jako marionetki!
Mimo, że byłam mocno osłabiona, dawałam z siebie wszystko. Nie byłam mistrzynią sztuk walki, choć bardzo bym chciała, lecz jestem dosyć wytrzymała, dzięki czemu mogłam dać Nashi czas na wymyślenie planu lub ucieczkę. Nie byłabym na nią zła, gdyby wybrała opcję drugą. Teraz jedynie czego chciałam to odpokutować swoje winy i pomóc mojej przyjaciółce szansę na wydostanie się z tej przeklętej jaskini.
Steelfire mocno ugryzł mnie w udo, ale ja zrewanżowałam się ciosem w brzuch (zastanawiałam się czy ma tan organy czy jest jedynie worem pełnym czarnej magii). Nagle poczułam ukłucie w karku, po czym z całej siły zostałam rzucona na ścianę. Poczułam niemalże wszystkie kręgi swojego kręgosłupa a nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
– Warto było? – zapytał demon, śliniąc się nade mną, a jego oczy świeciły coraz mocniej. – Twój gniew smakuje przepysznie…
Rzuciłam się na niego, lecz moje ruchy były powolne i do przewidzenia. Steel odsunął się a ja z hukiem zderzyłam się po raz kolejny z ołtarzem świątyni. Nie chciałam już wstawać, lecz ostrożnie rozejrzałam się za Nashi. Nigdzie jej nie widziałam. I bardzo dobrze… – pomyślałam. Spojrzałam ostro na przeciwnika. Podszedł do mnie i przygwoździł mnie do ziemi, przyciskając mój tors i jedną łapę do podłogi swoimi łapskami.
– Warto – powiedziałam tylko.
– Pamiętasz, jak ci mówiłem, że jesteś potężna? I że teoretycznie nie jesteś mi potrzebna, ponieważ nie żywię się białą magią…
Milczałam.
– Myliłem się. – Aż z wrażenia uniosłam jedną brew. – Twoje negatywne emocje dają mi więcej siły niż kilka zwykłych, skłóconych i zabijających się nawzajem wilków. – Oblizał pysk. – Zostało jeszcze znaleźć twoją koleżankę, bo jej złość jest również smaczna… – Poczułam jak mój żołądek robi fikołka. Nashi, mam nadzieję, że jesteś daleko stąd…
– Hej, przystojniaku! – zawołał znajomy głos. – ŻRYJ TO!
Obróciłam się w samą porę, żeby zobaczyć jak półboska wilczyca tworzy ogromna, oślepiającą kulę światła a następnie rzuca nią w demona. Gdy tylko najczystsza magia bogów dosięgła Steelfire'a, powstała ogromna eksplozja światła, nie mocy.
Gdy światło znikło, widziałam tylko ciemność. Czekałam, licząc, że efekt jest tymczasowy jednak z każdym uderzeniem mojego wystraszonego i zmęczonego serca obawa rosła.
Nashi potwierdziła to, czego się bałam.
– O bogowie, Anti… – Usłyszałam jej kroki, odwróciłam więc głowę w tym kierunku. Obym nie odwróciła się do niej tyłem…
– Twoje oczy… – zaczęła, lecz dokończenie chwilę jej zajęło. – Są szare i szkliste…
Westchnęłam. Czyli naprawdę oślepłam. Usłyszałam ciche szlochanie. Starałam się dotknąć ramienia przyjaciółki i ją przytulić ale machałam nogą w powietrzu. Poddałam się.
– To nie Twoja wina, Nashi – powiedziałam szczerze. Nie miałam do niej o to żalu, choć zastanawiałam się czemu jej czar tak na mnie zadziałał…
Może to kara od bogów za pomoc Steelfire'owi?
Szlochanie delikatnie ucichło a ja znalazłam szarą waderę i ją przytuliłam. Czułam jak jej łzy spływają mi na futro. Nieudolnie pogłaskałam ją po głowie.
– Na pewno… – szloch. – Nie jesteś… – szloch. – zła na mnie…?
– Oczywiście, że nie – powiedziałam stanowczo, by rozwiać jej wątpliwości, ale też i łagodnie, by nie poczuła się skarcona.
Po dłuższej chwili milczenia powiedziałam:
– Nashi, masz pomysł jak stąd się wydostać? – Zaśmiałam się nerwowo, zważywszy na to, że lot w tych warunkach i na ślepo może być samobójstwem.
Nashi? Przepraszam, ze tak długo czekałaś... ;__; Jakiś pomysł jak zejdziemy z niemal sztytu góry? ;P