7.03.2020

Od Lykki do Midnighta

Rzuciłam basiorowi jedynie krótkie spojrzenie od łap aż po pysk, po czym wyszłam z jaskini. Tiaaa, współlokator, tak? Cóż, przynajmniej jaskinia jest duża, ale szkoda tylko, że ten ...Midnight? Tak, chyba Midnight, ma taki dobry wzrok, bo większość wilków nie jest w stanie mnie dostrzec, kiedy jestem w cieniu. On jest. Byle nie wchodził mi w drogę, bo może być nieprzyjemnie.
Kierowałam się wgłąb lasu, mając nadzieję, że znajdę coś małego do zjedzenia. Wiewiórkę chociażby. Cieszę się, że ta zima się powoli kończy, co jest dość ironiczne jak na wilka Mrozu. Lubię klimat tej pory roku, chłód mi nie przeszkadza, ale głód już tak.
Gałęzie bezlistnych drzew poruszały się delikatnie, powiewane wiatrem. Był on dość mroźny, ale również niezbyt silny. Niebo miało szaroniebieski kolor. Wzięłam głęboki wdech, a zimne powietrze wypełniło moje płuca. Mam nadzieję że nie będzie dziś padać, wtedy byłoby jeszcze trudniej znaleźć coś do spożycia. Normalnie jest z tym średnio, ale świat budził się do życia, co prawda powolnymi krokami, ale zawsze coś.
Wchodząc coraz głębiej do lasu, zaczęłam węszyć. Nie byłam w stanie wyczuć zapachu żadnej żywej istoty, więc ruszyłam dalej. Las nadal wyglądał dość goło, roślin nie było, wszędzie dominowały brunatnoszare odcienie kory. Spacerowałam jeszcze jakiś czas, odczuwając narastającą irytację. Może w innej części lasu by się coś znalazło? Ygh, więcej z tym zachodu, niż to tego warte, najwyżej nic nie zjem. Przeżyję. To nie pierwszy taki raz i pewnie nieostatni.
Minęły kolejne chwile bezowocnego poszukiwania. Miałam już zawracać, bo nie chciało mi się dłużej szukać, jednak...
Wreszcie do moich nozdrzy napłynął zapach jakiegoś żywego stworzenia. W tym momencie pożałowałam, że posiadam zmysł węchu. Z łatwością rozpoznałam ten smród, którego nigdy więcej nie chciałam poczuć.
Smród dwunożnej istoty, przepełnionej nienawiścią do rzeczy, których nie jest w stanie pojąć.
Zmiękły mi kolana, a oddech przyśpieszył. Czułam jak serce biło mi coraz mocniej, a krew płynęła w żyłach coraz szybciej. Odruchowo spojrzałam na swoją tylną, lewą łapę, która nosiła pamiątkę po pewnych wydarzeniach.
W końcu się otrząsnęłam i uspokoiłam oddech. Nie mogę tracić nad sobą kontroli. Muszę wybadać tą sytuację, również od tego jest moje stanowisko.
Mam trzy podstawowe pytania:
Co tu robi człowiek? Na pewno nie może to być nic dobrego.
Jak się tu dostał? Nasz świat oddzielony jest od ludzkiego świata.
Ilu właściwie ich jest? Tylko jeden, a może cała grupa? W zależności od ich liczby, mogą stanowić poważny problem.
Weszłam w najbliższy cień i poruszałam się między cieniami, zbliżając się do źródła zapachu. Drażnił on mój nos, szczerze go nienawidziłam. W końcu znalazłam mój cel, który znajdował się na bardzo małej polanie. Ludzki samiec właśnie rozkładał sobie obóz. Pozostawszy w cieniu, bacznie mu się przyglądałam. Na pierwszy rzut oka, wydawałoby się że nie może to być żaden kłusownik czy myśliwy. Nie wyglądał na zbyt silnego, nie miał też w pobliżu tych swoich przeklętych psów, ale...
To nie oznaczało że nie był niebezpieczny.
Ludzie co prawda mają z natury słabe ciało i zmysły. Pazury, które prędzej się połamią niż coś rozszarpią, zęby, które są zbyt tępe by się nimi bronić, pasujące co najwyżej krowie. Wzrok stale psuty przez ich rozmaite technologie, węch upośledzony przez smród ich miast i zanieczyszczeń w nich, słuch, którym tak naprawdę nie potrafią słyszeć.
Lecz najważniejszą rzeczą, dzięki której mogą mieć przewagę to ich rozum, wyobraźnia. Są w stanie tworzyć różne machiny, zasadzki, pułapki. Potrafią podejść cię sposobem.
Są wypaczeniem natury, porzucili prawie całkowicie swój zwierzęcy instynkt, uważając się za panów i władców świata. Świata, który jednocześnie sami niszczą.
Dobra, koniec tych przemyśleń.
Facet rozłożył sobie miejsce do spania, a później próbował rozpalić ognisko. Był to całkiem zabawny widok, bo zupełnie mu to nie szło. A niech zamarznie, problem z głowy.
Niestety po kilkunastu minutach starania rozpalił ogień. Czyli jednak trzeba coś z tym zrobić.
Zazwyczaj wolę działać sama, ale w tym przypadku nie mogę wiedzieć ilu jest wrogów. Z jednym bym sobie poradziła, ale może się okazać, że nie był sam.
Powoli się wycofałam z tego miejsca, oczywiście dalej w cieniu. Kiedy byłam wystarczająco daleko, wyszłam z cienia i zaczęłam wracać do swojej jaskini. Zastanawiałam się komu o tym powiedzieć, by był na tyle kompetentny, żeby tego nie zepsuć. Szczerze? Nie miałam ochoty mówić o tym naszym wyższym w hierarchii, ani trochę. Jakoś miałam złe przeczucia, co do zaufania im w tej kwestii.
Trzeba wybadać teren, by określić stopień zagrożenia od strony ludzi. Idealnym wilkiem do tego byłby jakiś inny zwiadowca... Może ten mój współlokator? On chyba jest zwiadowcą, ale nie jestem tego pewna. Cóż, przekonałabym się na co go stać, czy nie tylko wzrok ma dobry. To będzie ciekawe...

Po jakimś czasie wreszcie wróciłam do jaskini. Basior siedział wgłębi jaskini, zajęty najwyraźniej własnymi przemyśleniami. Powoli do niego podeszłam i chrząknęłam, zwracając na siebie jego uwagę.
- Jesteś zwiadowcą? - spytałam prosto z mostu, bez wcześniejszego przywitania czy czegokolwiek. Po co tracić czas na uprzejmości? Teraz mamy poważniejsze rzeczy na głowie.
Wilk zamrugał kilkukrotnie dając sobie czas, na przyswojenie nagłego pytania.
- Tak, jestem. - odpowiedział zaraz po tym, z wyraźnym zdziwieniem w głosie.
- W takim razie... Mam - zrobiłam chwilową pauzę. - ...małą sprawę. - zaakcentowałam dwa ostatnie słowa i uśmiechnęłam się z przekąsem.
Basior wyglądał na jeszcze bardziej zdezorientowanego moim tajemniczym tonem.
Taaak, będzie zabawnie.

<Masz łajzo wstrętna, niewierząca we mnie!! Pa jakie opko ci strzeliłam >:0>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz