…i przytuliłam się do zaskoczonego Sokara. Objęłam go mocno i lekko rozłożyłam skrzydła, zupełnie jakbym chciała ochronić nas przed resztą świata. Przez ten moment, gdy czułam miękkość jego futra, jego ciepło, jego zapach…
…czułam się naprawdę szczęśliwa.
Musiałam jednak odsunąć się, mimo, że miałam ochotę trwać tak do końca świata. Czułam też, że Sokar zaczyna się czuć… niezręcznie.
– Dziękuję, że wierzysz we mnie… – powiedziałam, patrząc wilkowi w oczy. Uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiła się pewna iskierka, która zgasła wraz z znalezieniem go po Próbach… Była nieśmiała, ale pojawiła się. Jednak nie była ona taka jak wcześniej. Była inna. Nadal skrywała ból, który krępował Sokara. Nie chciałam naciskać czy nawet poruszać tematu, wiedząc, że wejdę na bardzo cienki lód. Widziałam, że musi chcieć zrobić krok do przodu…
Ufam Sokarowi jak on mi.
Ruszyłam bez słowa, gdyż te były zbędne, przed siebie, w stronę naszego celu – Smoczej Jaskini.
Nim ruszyłam, włożyłam kwiat za ucho, uważając, żeby nie zniszczyć najpiękniejszego prezentu jaki otrzymałam w swoim życiu.
– Oto i ona… – powiedziałam cicho, przypominając sobie momenty, kiedy ostatnio tu byłam. Widok wychudzonego, wyniszczonego pomorem księżycowym ciała Nuty znowu stanął mi przed oczami. Nigdy tego nie zapomnę, ale próbowałam przynajmniej tego nie rozpamiętywać. Suche gałęzie drzewa posiane młodymi, wczesno–wiosennymi pączkami szeleściły cicho w rytm nadal zimnego wiatru. Strumyki dalej zasilały główne koryto, kończące się na krawędzi klifu, by dalej stać się wodospadem. Białe skały nadal tworzyły jaskinię, w której stałam wraz z bratem zmarłej czerwonej wadery.
Nic się nie zmieniło.
Natura trwała, podobnie jak nasze życie…
Przynajmniej tych, którzy nie mieli w sobie krwi boga zemsty, nie licząc Sokara.
Mimowolnie podeszłam do krawędzi, patrząc na krajobraz. Teraz wyglądał nieco smutno i przytłaczają lecz wiosną, gdy kwiaty rozwinęły swoje piękne, barwne pąki, czy latem, kiedy owoce dojrzewają wśród soczystej zieleni, widok zapiera dech w piersiach. Już niedługo gołe gałęzie ubiorą swoje zielone, liściste suknie, tworząc dom dla leśnych zwierząt oraz darząc inne jedzeniem. Wystarczyła jedynie szczypta cierpliwości… Wiosna zbliżała się coraz szybciej, jednak jej chłodna siostra nie zamierzała odpuścić swojego mroźnego uścisku.
Westchnęłam a silniejszy wiatr zaczął szarpać moją sierścią, lecz ja, niczym martwy posąg, stałam niewzruszona. Kwiat za uchem delikatnie kołysał się w rytm wietrznej pieśni.
Odwróciłam się na dźwięk poruszonych, toczących się kamieni oraz coś w rodzaju stętknięcia. Sokar położył się pod drzewem, przymykając lekko oczy oraz pozwalając, by skrzydła zsunęły się bezwładnie na ziemię. Podeszłam powoli i usiadłam obok, a potem również położyłam się na surowej skale.
Czułam przepływającą energię Starego Drzewa, która miała zdolności uzdrowicielskie. Czasami korzystałam z właściwości tego niezwykłego drzewa by pomóc moim pacjentom.
Choć jednemu nie udało się w jakiekolwiek sposób pomóc.
Mimowolnie przymknęłam oczy, gdzie znowu zobaczyłam Nutę. Jej gęste futro mieniło się delikatnie a jej uśmiech był bardziej niż zaraźliwy. Wszędzie jej było. Potem zobaczyłam ją, jak choroba zaczyna toczyć jej ciało, zmieniając ją z wesołej i energicznej wadery w prawdziwy wrak, szkielet pokryty suchą, bladą skórą i przerzedzoną, zniszczoną sierścią. Iskierki w jej oczach zgasły, śmiech ucichł aż w końcu… odeszła. Starałam się i to bardzo, aby nie czuła bólu.
Tylko tyle mogłam zrobić.
– Mam nadzieję, że są w lepszym miejscu… – powiedział nagle Sokar, przerywając milczenie. Otworzyłam gwałtownie oczy, lekko zamroczona wyrwana ze swoich przemyśleń.
– Hm?
– Moje rodzeństwo. – Nuta żałoby przeniknęła jego idealny głos. Najchętniej bym go przytuliła, znowu, ale powstrzymałam się. Pozwoliłam mu mówić, nie ingerując w żaden sposób. – Że są w miejscu, gdzie nie czują… – Zacisnął mocno zęby, a po chwili pociekła mi strużka krwi. Powstrzymałam się przed zwróceniem mu uwagi, aby się nie krzywdził.
Ani że to nie jest jego wina.
Przymknął oczy i wziął oddech przez nos. Jego płuca dalej świszczały, lecz były w zdecydowanie lepszym stanie niż wcześniej.
– Podziwiam cię również za to, że byłaś z moją siostrą do samego końca… – Spojrzał na mnie, nadal mając pustkę po stracie części swojej jedynej rodziny, ale szczerość oraz… dumę. Czułam, jak moje policzki zaczęły promieniować ciepłem.
Brawo, spal buraka w takim momencie, geniuszu.
– Jednak… ja nie byłem wystarczająco… silny… by z nią… być… – Głos zaczął mu się coraz bardziej łamać. Poczułam, że to moment, w którym mogę wyrazić swoje wsparcie oraz zdanie.
– Dobrze wiesz, że to nieprawda. Nuta wiedziała, że jesteś z nią myślami oraz duchem. – Położyłam mu łapę na jego łopatce, patrząc mu głęboko w oczy. – Czuła to.
Kiwnął delikatnie głową, odwracając ją, zupełnie jakby analizwał moje zdanie. Zastanawiał się, czy naprawdę tak było.
– Teraz również możesz być z nią swoimi myślami, pielęgnując pamięć o niej oraz Tsurim i Hirvim… –Mówiłam szczerze, prosto ze swojego serca. Położyłam swoją głowę na jego futrze, przymykając oczy, mając poczucie bezpieczeństwa w jego obecności. Poczułam, jak basior kładzie swój łeb na moim. Rozkoszowałam się każdą chwilą, czując jego ciepło oraz moc Starego Drzewa w Smoczej Jaskini, które nie tylko pozwalało ciało zagoić rany jak i umysłowi, kojąc mroczne myśli.
– Anti?
– Tak? – Nawet nie zauważyłam, że użył zdrobnienia.
– Pomodlisz się ze mną za moje rodzeństwo?
– To będzie dla mnie zaszczyt.
Po skończeniu zwrotki do bogini Nadziei,Kireny, oraz boga Śmierci, Nestera, przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Słońce powoli zaczęło wstawać, oblewając wzgórza, nagie lasy oraz jaskinię, w której się znajdowaliśmy, ciepłymi kolorami swoich promieni.
Wstawał kolejny dzień.
Niespodziewanie Sokar wziął głęboki wdech, po czym zaczął lekko kaszleć, co mnie zaniepokoiło.
– Wszystko w porządku? – zapytałam, gotowa zareagować niemal natychmiast.
– Tak… Ja… – zaczął, po czym wziął głęboki wdech i…
<Soczek? Ur mov>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz