Nikt nie zauważy, że jest już dawno po Rocznicy, prawda?
Jednak naprawdę opłacało się tu przyjść! Ta rocznica watahy była super świetna! Tyle straganów, tyle rzeczy, tyle piękności, tyle cudów! Dawno nie widziała tylu świetnych i bezużytecznych lub ciut bardziej przydatnych przedmiotów w jednym miejscu. Dobrze, że nie wzięła Rayli, bo jeszcze by coś zepsuła swoim wielkim cielskiem. Albo by na nią nakrzyczała, że ma się zachowywać jak porządny wilk! Bo latała jak głupia od jednego stoiska do drugiego, nie mogąc się zdecydować, czego właściwie chce. A coś chciała na pewno! Tylko co by jej się przydało w domu? Albo co by ładnie wyglądało? Kurcze, wszystko! Jak wybrać cokolwiek sposób tego wszystkiego? I wtedy je zobaczyła. Piękne, śliczne, malutkie, słodziutkie, puchate kaczusie! KACZKO-ŻÓŁWIE. SHIRA MUSI MIEĆ KACZKO-ŻÓŁWIA.
Wręcz błyskawicznie znalazła się przy niewielkim basenie z upatrzonymi stworzonkami. Usiadła, chłonąc wzrokiem całą ich słodycz.
– Wszystkie są takie urocze…
Cała gromadka podpłynęła do niej, a ona ledwie powstrzymała zachwycony pisk. Mówiła do nich, że wzięłaby je wszystkie, a kiedy już bliżej podpłynąć nie mogły, że nie ma dla nich jedzenia.
Nie spodziewała się, że pomoc spadnie jej z nieba. A właściwie, po prostu podejdzie i zaoferuje swoje małe marchewki. Jak miło! Nie mogła powstrzymać szerokiego, promiennego uśmiechu i lekkiego merdania ogonem.
– Jestem Shira – jej oczy aż zalśniły radością.
– Achi.
Achi! Zaczęła dreptać i przebierać łapami w miejscu, a gdy wręczył jej kilka marchewek, wydała z siebie tak długo tłumiony, wesoły pisk i odskoczyła z powrotem do kaczko-żółwi. Nie zdążyła nawet puścić warzyw, a zwierzątka już się do nich dobrały, pokwakując wesoło. Zwróciło to uwagę ich właściciela. Spojrzał na nich, mrużąc podejżliwie oczy.
– Hej, wy! Nie karmić kaczko-żółwi! Jak tak wam się podobają, to musicie za nie zapłacić.
– Ile? – natychmiast wypaliła waderka.
Parszywy uśmiech wpełzł na pysk mistrza biznesu.
– O nie, nie ma tak łatwo! Musicie wygrać w mojej grze. Jedna próba, jedna moneta.
Kiwnął łbem w stronę swojego straganu, prezentując go. Klasyczna gra z rzucaniem do celu, czyli okrągłej, drewnianej tarczy z zaznaczonym na czerwono środkiem. Trafić należało zabawną wyrzutnią na guzik, ze strzałkami z przyssawkami.
– Wchodzę w to! – Shira wpadła w bojowy nastrój, nie patrząc nawet ja nowo poznanego basiora. Nie podda się, dopóki nie zdobędzie kaczko-żółwia.
*Trzy nieudane rzuty później*
– Oszukista! – pisnęła waderka, poważnie rozsierdzona.
Pan "oszukista" jedynie wyszczerzył swe krzywe zęby w nierównym uśmiechu i wzruszył wymownie ramionami. Liczył, że Shira prędko się nie podda, a on zbije fortunę. Chociaż… Nie myślał, że tak szybko się zorientuje, iż on coś nieuczciwego majstrował. Białofutra tupnęła nogą.
– Achiiiiiii! – jęknęła – pomożesz mi?
Zerknęła na basiora wzrokiem pięciolatka próbującego namówić rodzica na chrupki. Ten podszedł do niej i zbliżył pysk do jej ucha.
– Ty go zagadaj, a ja się zajmę resztą – szepnął.
Skrzydlata pokiwała energicznie głową. Podeszła bliżej właściciela stoiska i jeszcze raz tupnęła przednią łapą.
– To niesprawiedliwe! – zaczęła swój wywód – myśli pan, że może pan tak oszukiwać ludzi? To jest zdzierstwo! Naciąga pan inne wilki na kasę! I w dodatku nawet nic z tego nie mają. Liczą się tylko zyski, tak? Oszustwo, oszustwo!
W miarę słów Shiry, krzywy uśmiech basiora przeradzał się w niezadowolony grymas. Jak ona śmiała prawić mu kazania o moralności jego cudownego i genialnego biznesu?
– Wygrałem!
Dwie pary oczu spojrzały najpierw na Achiego, a potem na wszystkie trzy tarcze z przyczepionymi w sam środek strzałkami.
– Co!?– basior wyraźnie nie był zadowolony – nie możesz! Nie możesz tak po prostu-
– Tu są pieniądze.
Złość samca rosła, wystarczyła chwila, aby zaraz mógł wybuchnąć.
Biała wadera uśmiechnęła się szeroko i w kilku żwawych susach znalazła się przy basenie z kaczko-żółwiami. W mgnieniu oka zgarnęła trzy za pomocą skrzydła, ulokowała je sobie na grzbiecie i odskoczyła do Achiego, gotowa pognać przed siebie.
– Chodź, szybko!
I wystrzeliła wprzód tak szybko niczym te nieszczęsne strzałki, ignorując krzyki zdenerwowanego i zaskoczonego basiora. Automatycznie wymijała wszystkie stoiska i inne wilki, nie oglądając się za siebie, jednak z nadzieją, że Achi daje radę dotrzymywać jej tempa.
Wybiegli na polanę nieopodal, kawałek łąki niezakrytej przez stoiska. Przez chwilę Shira i Achi zagłuszali się wzajemnie swoim dyszeniem i tylko to byli w stanie wtedy słyszeć. A potem ciężkie oddechy przerodziły się w głośny, perlisty, dumny śmiech.
– Wykiwany, wykiwany!
Gdy w końcu udało im się uspokoić, Shira ostrożnie postawiła kaczko-żółwie przed sobą. Zakwalały wesoło, wlepiając w nią swoje ślepia.
– Co z nimi robimy?
<Achi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz