-Wszystko w porządku? - zapytała, gdy mój pysk dotknął zimnego kamienia.
-Tak, jestem tylko trochę zmęczony - odpowiedziałem i zamknąłem oczy.
Leżałem tak przez jakiś czas, a Vila postanowiła rozejrzeć się po jaskini. Dla bezpieczeństwa przyzwałem dwa duszki. Jeden ruszył za waderą, oświetlając jej drogę, drugi został ze mną. Cisza w jaskini pozwoliła mi usłyszeć potężny wiatr kołyszący drzewami na zewnątrz oraz deszcz. Dźwięki te były w pewien sposób kojące... po pewnym czasie nawet grzmot stał się wyczekiwanym odgłosem. Udało mi się zrelaksować do tego stopnia, że prawie zasnąłem, jednak wadera wróciła z niepokojącym znaleziskiem.
-Musimy się stąd wydostać - powiedziała, a ja usiadłem i wziąłem głęboki wdech, wyobrażając sobie gryfa, przed którym kiedyś uciekałem. Transformacja zakończyła się sukcesem, jednak zapomniałem, że mam ranną łapę i gdy tylko położyłem ją na ziemi, ryknąłem z bólu. Zirytowany tym, warknąłem i trzymając zranioną kończynę w górze, podszedłem do skał blokujących wyjście i spróbowałem je przepchnąć. Coś jednak blokowało je z drugiej strony i odblokowanie wyjścia było niemożliwe. Przestałem się siłować z kamieniami i po odwróceniu się do wadery, pokiwałem głową.
-Coś nie chce nas wypuścić - powiedziałem, odsuwając się od wyjścia.
Vila zaproponowała, że pokaże to, co znalazła. Mogło to mieć związek z bytami, które nas prześladowały. Dodatkowo mieliśmy się rozglądać za alternatywną wersją wyjścia. Kroczyłem jakiś czas za wilczycą, jednak po chwili podskakiwania na jednej łapie stwierdziłem, że przyjmę wygodniejszą formę. Przystanąłem i zastanowiłem się chwilę, jakie stworzenia spotkałem na swojej drodze. Przypomniała mi się wędrówka w góry, która zakończyłaby się tragicznie, gdybym nie został ostrzeżony przez stworzenie. Czarna czapla, która na końcu ogona oraz skrzydeł miała końcówki piór ubarwione na fioletowo. Gdy ptak ten używał swojej mocy, pióra te świeciły. Ranną mam przednią łapę, więc u czapli będzie to skrzydło. Forma wydawała się więc idealna. Przemieniłem się i dogoniłem waderę. Szło się znacznie lepiej. W końcu dotarliśmy do odkrycia Vili i po zobaczeniu tego zrozumiałem, dlaczego musimy się wydostać stąd jak najszybciej. Mniej więcej na środku jaskini, przed nami stał, wbity w ziemię pal, na którym była czaszka jakiegoś martwego stworzenia. Z oka wyrastały czarne i czerwone kwiatki, które owinięte wokół pala schodziły w dół, porastając ziemię. Wyglądało to dość pięknie i przerażająco. Na tej małej „polanie” znajdowały się trzy trupy. Dwie sarny oraz lis... Tak mi się przynajmniej wydawało. Ich ciała były już w pewnym stopniu rozłożone i porośnięte przez kwiaty, jednak nie wytwarzały żadnego zapachu. Powoli, uważając, by nie nadepnąć na kwiaty, kroczyliśmy przed siebie. Dopiero po chwili zauważyłem, że na suficie namalowany był krąg. Szkarłatna farba, którą był namalowany, świeciła lekko. Podeszliśmy tak blisko, jak tylko się dało.
-Też to słyszysz? - zapytała wadera, spoglądając w moją stronę.
-Chodzi ci o te szepty? - upewniłem się i Vila pokiwała twierdząco głową.
Po chwili obserwacji miejsca, wilczyca znalazła dalsze przejście. Było wąskie, ale powinniśmy się przez nie przecisnąć. Musieliśmy tylko przejść jakoś na drugą stronę, uważając na śmiertelną pułapkę, którą stanowił przeklęty ogród. Patrząc cały czas pod łapy, stawialiśmy uważnie każdy krok. Szliśmy przy lewej ścianie jaskini, ponieważ teren ten był najmniej zarośnięty. Z początku do przejścia planowaliśmy użyć magii, jednak krąg na suficie uniemożliwiał rzucenie zaklęcia. Przelecieć nie mogłem, bo skrzydło miałem ranne. Kolejna próba zamienienia się w inne stworzenie i przelecenie nad roślinami zakończyła się prawie tragicznie. Zamieniłem się w młodego smoka. Postanowiłem sprawdzić, czy miejsce zablokuje mi też formę, dlatego dla bezpieczeństwa Vila została przed porośniętą posadzką. Wzniosłem się w powietrze i zrobiłem dwa okrążenia nad kwiatami. Byłem pewien, że się uda, w końcu nic takiego się nie stało. Jednak nagle zielsko chwyciło mnie za łapę... Na szczęście byłem niedaleko kamiennego podłoża, więc wylądowałem tam i przegryzłem roślinę. Zostało nam więc tylko przeciskanie się między ścianą a śmiertelną pułapką. Na szczęście poszło nam to sprawnie i już po chwili byliśmy na drugiej stronie. Postanowiłem pierwszy iść przez szczelinę. Przejście było krótkie i bardzo wąskie. Po drugiej stronie znajdowało się coś na styl grobowca. Staliśmy przed czymś w rodzaju kamiennych trumien. Nie miałem zamiaru sprawdzać, czy są puste, czy zawierają jakichś nieszczęśników, którzy opuścili ten świat. Rozdzieliliśmy się, by zobaczyć czy znajdziemy dalsze przejście. Ja poszedłem w lewo, Vila w prawo. Gdyby coś się działo lub gdybyśmy coś znaleźli, mieliśmy wołać. Idąc pośród kamiennych trumien, rozglądałem się dokładnie, by niczego nie przegapić. Jednak nic przydatnego nie znalazłem. Wadera najwidoczniej też na nic nie trafiła, ponieważ spotkaliśmy się przed grobem leżącym najdalej ze wszystkich. Jedna, odosobniona, wykonana z drewna trumna leżała przy ścianie. Postanowiłem bliżej się jej przyjrzeć. W końcu wyróżniała się spośród wszystkich tak bardzo, że było to aż podejrzane. Podszedłem bliżej i obszedłem ją dookoła kilka razy. Na wieczku było coś wyryte, dlatego nachyliłem się, próbując przeczytać napis.
-Kenny - powiedziała Vila, a ja wiedziałem, że coś się dzieje. W końcu było za spokojnie. Odwróciłem się i zobaczyłem, że kamienne wieka zaczynają pękać, a ze szczelin wydobywa się czarny dym, z którego formowały się stworzenia. Jedne chodziły na dwóch łapach, inne na czterech, kolejne na sześciu. Przypominały zmutowane zwierzęta, chociaż ciężko było porównać je do czegokolwiek. Teraz na pewno nie było mowy o zawróceniu. Wróciłem do czytania napisu, w końcu musi to być jakaś podpowiedź, jak się stąd wydostać. Jedyny wyraz, który udało mi się zrozumieć to „w dół". Zamieniłem się szybko w skrzydlatego węża i zdjąłem wieko z trumny. Bingo! Zamiast trupa, były tam schody.
-Vila! - zawołałem waderę, która walczyła ze stworzeniami. Wilczyca podbiegła do trumny, niemal od razu wskakując na schody. Ogonem zmiotłem najbliższych przeciwników i wracając do formy czapli, zbiegłem w dół.
<Vila?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz