31.10.2019
Od Jasona
Nic sobie nie robiliśmy z szarych chmur, które nagle pojawiły się nad nami. Jednakże gdy zaczęło padać, rozległ się grzmot i błyskawica uderzyła w drzewo niedaleko nas zaczęliśmy biec i gdy tylko ujrzeliśmy jaskinię, wskoczyliśmy do niej. Chcieliśmy przeczekać ulewę jednak okazało się że ktoś tę jaskinie zamieszkuję i zostaliśmy wyrzuceni. Przez chwilę staliśmy w deszczu zastanawiając się co zrobić. Po krótkiej dyskusji skończyło się na dalszej drodze w deszczu...
- Jak nie zachoruję to będzie cud - powiedziałem
~Nie zachorujesz~ odparł Al ~ Po pierwsze jesteś w połowie mną więc nie możesz zachorować a po drugie nie mam zamiaru wysłuchiwać później twojego zrzędzenia...
W końcu po kilku godzinach przestało padać. Byłem zmęczony ciągłą drogą i oddałem kontrolę Alaistarowi. Ten zadowolony z takiego obrotu spraw skakał wszędzie, zaglądał do każdej dziupli i wspinał się na każde wzgórze. W końcu powiedział, że usłyszał coś dziwnego. Powiedziałem mu, żeby tam nie szedł bo mogą to być kłopoty, ale mnie nie posłuchał. Ujrzeliśmy basiora, który chciał przejść po moście na "wyspę złudy". Miejsce, które swoją iluzją wabi do siebie nieostrożne wilki, by potem móc je zabić i zebrać ich duszę.
~Skąd o tym wiesz?
-Mama mi o tym czytała. Kazała mi się trzymać z daleka.
Alaistar oddał mi kontrole nad ciałem. Nie chcąc się w nic wplątywać stałem i przyglądałem się całej sytuacji. Al wołał bym mu pomógł, bo później będzie miał u nas dług i posprząta po nas bałagan. Ale widząc przerażenie basiora, gdy most się załamał przypomniała mi się tamta noc. Rzuciłem się do spadającego wilka. Złapałem go, gdy byliśmy już niebezpiecznie blisko ziemi i spoglądając w miejsce, na którym to niedawno stałem prze teleportowałem się. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i wszyscy przeżyliśmy! Spoglądałem na nieznajomego, by ocenić czy był ranny. Nie widziałem jednak żadnego skaleczenia.
-Było blisko...
~No i kto miał rację by tam iść?~ powiedział dumnie Al
Spojrzałem na krainę ukazującą swój prawdziwy wygląd i stwierdziłem że pora ruszać w dalszą drogę. Kiedy już stawiałem krok usłyszałem:
- Dziękuję
- Nie ma sprawy - odpowiedziałem zadowolony, że udało mi się coś zrobić dobrze
~Ej! A nie wiesz gdzie jest jakaś wataha?
Na całe szczęście odpowiedział twierdząco i nawet zaproponował, że nas zaprowadzi. Pozwalając Alowi się dołączyć ruszyłem przed siebie. Po drodze opowiedziałem Kennemu (tak się przedstawił) o demonie we mnie. Fajnie się z nim gadało. Widać było, że nas słucha i nawet pytania zadawał. Od dawna nie miałem kontaktu z innym wilkiem. Przez całą podróż ich unikaliśmy... W końcu doszliśmy do Alfy, która na moje szczęście zechciała taki wybryk natury w swojej watasze. Na koniec Kenny zaproponował nam jeszcze pomoc w szukaniu jaskini, ale gdy nic nie znaleźliśmy to zaproponował nocleg u siebie, aż nie znajdziemy nic własnego. Coś mi się wydaje, że tu po raz pierwszy zdobędę ~Zdobędziemy!~ prawdziwego przyjaciela... a może tylko mi się tak wydaje...
Nowy basior! Jason
Imię: Jason/ Alastair ( w skrócie Al)
Wiek: 4 lat
Płeć: basior
Żywioł: Materia, śmierć, iluzja, umysł
Stanowisko: Szpieg
Cechy fizyczne: Jason jest przeciętnego wzrostu wilkiem. Nie jest jakiś super silny i szybki... po prostu przeciętny wilk. Natomiast kiedy pojawia się Al staje się wysoki, silny i zwinny.
Cechy charakteru: Jason jest spokojnym wilkiem. Potrafi bardzo dobrze ukrywać swoje emocje, ale czasami zdarza się że już nie wytrzyma. Ma trudności z zaufaniem i znajdywaniem przyjaciół. Natomiast Alastair jest śmiały i uwielbia powodować kłopoty i sam w nie wpadać. Nie potrafi kłamać.
Cechy szczególne: Jason - nic. Alastair - symbol na czole i białe oczy bez źrenic.
Lubi: Demony, czarną magię.
Nie lubi: Być porównywany do innych.
Boi się: Egzorcyzmów (jest przywiązany do Ala)
Moce:
- Ma w sobie demona (Al). Kiedy się "przemienia" staje się większy, silniejszy i szybszy niż normalnie jest. Jest także odporny na wiele chorób.
- Kontakty z demonami. Potrafi przyzwać i kontrolować je. ( przyzwać może tylko te, które spotkał i ma z nimi w miarę dobre stosunki)
- Potrafi się teleportować do miejsc w których był lub tak daleko jak widzi
- Potrafi przemienić się w coś czego boją się stworzenia w pobliżu
- Telekineza i telepatia
Historia: Kiedy był małym wilczkiem często bawił się niedaleko przepaści razem ze swoim najlepszym przyjacielem. Pewnego razu byli tak pochłonięci dobrą zabawą i swoim towarzystwem, że nie zauważyli jak blisko krawędzi są. Parę sekund później słychać było tylko krzyk Jasona, który zwisając nad przepaścią, walczył o przetrwanie. Ki - bo tak nazywał się jego przyjaciel - stał w miejscu i patrzył tylko na towarzysza z przerażeniem. Basior całych sił próbował się wpiąć, ale łapy ciągle mu się zsuwały. Łzy napływały mu do oczu. Krzyczał do przyjaciela by ten mu pomógł, lecz ten tylko stał. Po chwili Ki pobiegł w stronę lasu. Młody basior już myślał, że został porzucony przez Ki'ego i że jego krótkie życie dobiegło końca, gdy nagle zobaczył postać biegnącą w jego stronę. Gdy postać była już na tyle blisko, że basior rozpoznał w nim ojca, poczuł naglę nadzieję. Dorosły wilk podbiegł do niego i pomógł Jasonowi wdrapać się na szczyt. Basior bojąc się przepaści odbiegł od niej i czekał na tatę. Kiedy jego ojciec postawił jeden krok, lód pod nim złamał się i otchłań pochłonęła jego rodzica. Jason na wiele tygodni zamknął się w sobie, obwiniając się za śmierć taty. Nie chciał jeść, rozmawiać, wychodzić na dwór. Długo trwało, zanim zaczął ponownie normalnie funkcjonować. W wilczej szkole nikt nie chciał do niego podejść. Uważali go za mordercę, bo nie chcieli go wysłuchać jak to było naprawdę. Został zupełnie sam. Nawet Ki przestał się do niego odzywać. Dlatego też nie wspomina tego okresu dobrze. Jednakże pewnego dnia podeszła do niego grupka. Składała się z trzech basiorów i dwóch wader. Zaprosili go do jakiejś zabawy, którą organizowali. Jason pragnąć kontaktu z rówieśnikami, zgodził się. Zjawił się o wyznaczonej godzinie i w wyznaczonym miejscu. Nie było tam nikogo, więc uznał, że padł ofiarą głupiego żartu. Kiedy już chciał wracać do domu, pojawili się. Jedna z wader miała ze sobą dziwną księgę, natomiast basior niósł w pysku nożyk. Jason mając złe przeczucie chciał uciec, ale jeden z wilków wskoczył na niego i przygwoździł do ziemi. Z przerażeniem patrzył na każdy ruch oprawców. Kiedy skończyli rysować coś na ziemi, wadera szepnęła coś na ucho basiorowi, który siedział na małym, przestraszonym i bezbronnym wilku. Szczeniaki ustawiły się dookoła nich i zaczęły mówić coś w niezrozumiałym języku. W pewnym momencie wadera z księgą kiwnęła głową i powiedziała "zrób to". Po tych słowach Jason poczuł na grzbiecie zimną stal. Zawył z bólu. Wszystko dookoła niego rozmazywało się. Jedyne słowa jakie udało mu się usłyszeć przed tym jak zemdlał to "ofiarę" i "grzesznika". Kiedy się obudził był w swojej jaskini. Nikogo nie było, co go zmartwiło. Głowa bolała go niemiłosiernie, jednak postanowił wyjść z domu i poszukać rodzicielki. Kiedy był o krok od wyjścia pojawiła się jego mama, która kiedy tylko go ujrzała przytuliła go czule. Wytłumaczyła mu, że wczoraj znaleźli grupkę wilków martwą w miejscu w którym mówił matce, że będzie. Kiedy basior zapytał jak się znalazł tu, odpowiedziano mu że sam przyszedł. Zdziwiony tym pomyślał, że był tak zmęczony że zapomniał o tym.
~Mniej idiotów na tym świecie
Usłyszał głos. Jego matka spojrzała na niego ze zdziwieniem zmieszanym z przerażeniem. Był to dobry znak, bo nie był szalony i nie słyszał głosów w głowie. Ale gorzej bo nie wiedział co to było. Następne dwa dni spędził w jaskini, ponieważ rodzicielka bała się go wypuścić samego, a sama nie czuła się na tyle dobrze by wyjść. W końcu po wielu próbach przekonania jej pozwoliła mu wyjść, ale tylko do małego strumyczka nieopodal watahy. Zadowolony z decyzji matki szybko wybiegł z jaskini i udał się na miejsce. W trakcie drogi cały czas czół niepokój. Jednak po dotarciu na miejsce od razu się rozweselił. Tak dawno tutaj nie był! Kochał to miejsce, a szczególnie uwielbiał bawić się tu z Ki...
~Zapomnij o nim, to była przyjaźń z litości.
- Kto to powiedział? - zapytał wystraszony. Rozejrzał się dookoła jednak nikogo nie zobaczył.
~Podejdź do wody.
Basior wykonał polecenie. Spojrzał na taflę wody, w której ujrzał swoje odbicie... chociaż nie do końca swoje. Na czole miał dziwny znak a jego oczy były całkowicie białe. W pierwszej chwili odskoczył jak oparzony i chwilę się wahał, czy podejść jeszcze raz. Jednak ostatecznie to zrobił.
~Dobra reakcja młody. Jednak przyzwyczajaj się. Teraz jesteśmy jednością.
Demon - jak się okazało wytłumaczył Jasonowi wszystko. Okazało się, że tej nocy, gdy znaleziono jego oprawców martwych, przyzwany został demon. Przez odprawiony rytuał miał zostać w ciele basiora, który siedział na Jasonie, ale dzięki temu że jeszcze żył Alaistar - bo takie imię nosił demon - uratował go łącząc z konającym wilkiem swoją część duszy. Skazał się na wieczne życie z basiorem (gdyby próbowali pozbyć się w jakikolwiek sposób demona umarłby Jason, a gdy umrze Jason zniknie też Alaistar), ale nie przeszkadzało mu to w żaden sposób. Był szczęśliwy, W piekle nazywany był odmieńcem, bo posiadał uczucia, empatię, był zdolny do kochania, co było niezgodne z panującymi tam prawami. Demon też przyznał się do zabicia tamtych wilków. Naglę rozmowę przerwała im matka. Było już ciemno i wadera wystraszyła się że coś mogło się stać. Przez wiele miesięcy basior i demon rozmawiali, ćwiczyli przemianę i swoje moce. Zostali najlepszymi przyjaciółmi. W końcu basior poszedł do matki. Chciał jej powiedzieć, że ma w sobie demona i że chce wyrwać się wreszcie z tej watahy i zacząć nowe własne życie. Zaczął więc:
- Mamo mam ci coś do powiedzenia. Bo wiesz, mam w sobie...
- Wszystko wiem maluszku - powiedziała matka - kiedy przyszedłeś tamtej nocy było w tobie coś dziwnego. Rozmawiałam chwilę z tym czymś co w tobie jest. To dzięki niemu żyjesz i byłam mu tak wdzięczna...
~Nie ma za co ~ odezwał się Al
- Nie przerywa się kobiecie! - krzyknęła matka - spodziewam się też, że chcesz opuścić tą watahę... Matki wiedzą takie rzeczy. Obiecajcie, że będziecie uważać.
- Obiecuję - powiedział Jason
~Obiecuję~ powiedział demon
- Trzymam was za słowo chłopaki - wyszeptała z łzami w oczach i przytuliła ich jeszcze na pożegnanie. Po tym wyruszyli w drogę...
Zauroczenie: Brak.
Głos: Call Me Karizma - Monster (Under My Bed) (Jason - ten zwykły głos, Al - ten bardziej zachrypnięty)
Partner: Brak.
Szczeniaki: Brak.
Rodzina: Wychowywała go tylko matka. Ojciec zginął kiedy był szczeniakiem.
Jaskinia: Kenny przyjął go do swojej jaskini (do momentu gdy sam sobie coś znajdzie)
Medalion: Link
Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje: Jason i Al nie widzą kolorów. Kiedy obaj są "obecni" widoczna jest tylko połowa symbolu na czole i tylko jedno oko jest białe.
Umiejętności:
Siła : 112
Zręczność: 112
Wiedza: 115
Spryt: 115
Zwinność: 116
Szybkość: 114
Mana: 116
PS: TROCHĘ puzyno dodałam xDD
20.10.2019
Od Kennego
Przemierzałem las wraz z Haku w poszukiwaniu jakiegoś pięknie wyglądającego miejsca, które mógłbym uwiecznić w moim szkicowniku, który miałem w torbie na swoim grzbiecie. Ostatnio miałem problemy z pomysłami i też wszystko co ostatnio przelewałem na papier wyglądało okropnie! Dlatego, mimo bólu łap od kilkugodzinnego chodzenia, nie poddawałem się. W końcu moim oczom ukazał się stary most, który wyglądał jakby miał się załamać w każdej chwili. Jednak druga strona wyglądała pięknie. Mimo jesieni drzewa wyglądały jakby dopiero kwitnęły. Miały fioletowe liście, które lśniąc tworzyły coś na wzór bariery. Na ziemi były niebieskie kwiaty, których jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem. Nagle zza drzew wyszły małe, białe liski i stanęły w miejscu nieruchomo, jakby pozowały! Wyjąłem szkicownik i przybory. Nie byłem pewien, czy dalej znajduję się na terenie watahy dlatego postanowiłem zrobić szkic i dokończyć wszystko bezpiecznie w jaskini. Za każdym razem, gdy zerkałem w stronę tego pięknego miejsca, chciałem tam iść. Tylko na chwilę... przyjrzeć się tym kwiatom... Wstałem z miejsca i podszedłem bliżej mostu. Postawiłem jedną łapę na nim i usłyszałem syk. Był to Haku, który po krótkiej chwili pojawił się przede mną.
- Spokojnie, tylko sprawdzam jak wytrzymałe to jest - uśmiechnąłem się lekko do niego. Postawiłem drugą łapę. Deska pode mną zaskrzypiała i to wszytko... czyli jest bezpieczny! Zerknąłem jeszcze raz w stronę tej magicznej krainy po przeciwnej stronie. Lisy poruszyły się i teraz stały przy drewnianej konstrukcji, jakby czekały na mnie. No nie ładnie przyjmować zaproszenia! Powoli wkroczyłem na most. Zrobiłem kolejny krok i kolejny i byłem już w połowie drogi, gdy nagle deski zniknęły. Zacząłem spadać. Zamknąłem oczy i nie myślałem już o niczym. Strach zapanował nade mną. Jestem za młody, by zginąć! Nagle poczułem, że ktoś mnie łapie i poczułem uderzenie o ziemię.
- Było blisko - usłyszałem
~No i kto miał rację, by iść w tą stronę? - usłyszałem drugi głos.
Otwarłem oczy i zobaczyłem basiora, który mi się przygląda. Rozejrzałem się w poszukiwaniu źródła drugiego głosu, ale nikogo nie znalazłem. Po chwili podpełznął do mnie Haku i przyłożył głowę do mojego pyska. Podniosłem się z ziemi.
- Dziękuję - powiedziałem spoglądając na nieznajomego
- Nie ma sprawy...
~Ej! A nie wiesz gdzie jest jakaś wataha?
Spojrzałem zdziwiony na basiora. Wydawało mi się że posiadał dwa głosy... Może to szok po wypadku. Odpowiedziałem mu, że sam do jednej należę i że mogę mu pokazać drogę. Ten zgodził się więc wróciłem po swój szkicownik, który zostawiłem gdy postanowiłem pójść sobie do tej magicznej krainy. Kiedy spojrzałem w stronę miejsca, które kilka minut temu malowałem, już nie wyglądało tak samo. Drzewa były uschnięte, kwiaty zwiędnięte, a zamiast, pięknych, białych lisów leżały tam rozkładające się ciała. Zabrałem szkicownik i schowałem go do torby. Podszedłem wilka i w jego towarzystwie wróciliśmy do watahy. Dowiedziałem się że nazywa się Jason i że ma w sobie demona, który nazywa się Alaistar. Zaprowadziłem go do alfy, a kiedy po krótkiej chwili od niej wyszedł zaproponowałem mu pomoc w szukaniu jaskini. Jason chętnie ją przyjął, ale po godzinach szukań w końcu zaprosiłem go do siebie.
14.10.2019
Od Vi Cd Shira
Cały tydzień spędziłam w jaskini robiąc porządki i przygotowując się do Halloween. Tworzyłam mikstury, talizmany i totemy potrzebne do ochrony przed różnymi stworami. Po za tym uczyłam się różnych zaklęć, rytuałów oraz odnowiłam zaklęcia ochronne wokół mojego terenu. Halloween to dzień w którym między światem zmarłych i żywych zanika granica. Niebezpieczeństwo może czaić się na każdym kroku, dlatego wolę być przygotowana na wszystko. Kiedy jednak zaczęłam czytać jakie stwory mogą się pojawić na jakich terenami i jak można się ich pozbyć, rzuciłam książką i wyszłam z jaskini. Byłam już zmęczona i jedyne o czym marzyłam to chwilę się przejść i poobserwować jak zmienił się las. Idąc przed siebie jedyne na czym się skupiłam to jak pięknie wyglądają teraz liście w barwach od złotej do czerwonej na drzewach. Jedyne co było słychać to od czasu do czasu szelest liści pod moimi łapami. Chciałam spędzić tak jeszcze trochę czasu, ale wiedziałam, że muszę wracać i przygotowywać się dalej. Trochę zawiedziona spojrzałam jeszcze raz w przestrzeń przede mną i pomyślałam że jeszcze kilka minutek nie zaszkodzi. Przecież cały tydzień przesiedziałam więc mogę sobie pozwolić! Kiedy chciałam ruszać usłyszałam jak ktoś mnie woła, a kiedy spojrzałam w tamtą stronę zauważyłam znajomą wilczycę. Uśmiechnęłam się na widok wadery i jej towarzyszki.
- Hejka - przywitałam obie
- Co tu robisz? - zapytała Shira spoglądając na mnie
- Nic... znaczy spaceruję... a wy?
<Shira?>
5.10.2019
Od Tenshi do Shiry
Patrzyłam za odchodzącymi, a gdy zniknęli mi z oczu, wychodząc po śliskich, gładkich, ciemnoszarych kamieniach by zniknąć w małym wyjściu, westchnęłam przekręcając głowę na bok by zaraz potem usłyszeć odgłos strzykającej kości. W tamtym roku robiłam chyba coś na jesień przed czystką. Jak na razie na czystkę się niby nie zapowiadało, ale jednak coś mi mówiło że powstanie jakieś wydarzenie.
- Hermes, choć. Idziemy grzebać w ziemi. - westchnęłam ze zrezygnowaniem po raz kolejny, po czym nie czekając na to, aż smok się ogarnie, po płaskich omszonych kamieniach, zaczęłam schodzić w dół, w stronę płynącej poniżej wody. Gdy zrobiło się zbyt stromo, rozprostowałam skrzydła po czym wylądowałam z pluskiem w płynącej zimnej, a za razem przeźroczystej wodzie, stojąc na małych, czarnych, gładkich kamyczkach. Skręciłam nieco w lewo, po czym wyszłam na wilgotne kamyczki tego samego rodzaju co w wodzie. Poczekałam na smoka, który wylądował na wystającej gałęzi. Poszłam nieco dalej, gdzie dziwnie uformowany kamień, obrośnięty mchem i paprociami robił zadaszenie.
- Nada się? - spytałam towarzysza. Smok tylko kiwnął głową. teraz wystarczyło to jakoś uporządkować....
- Hermes, choć. Idziemy grzebać w ziemi. - westchnęłam ze zrezygnowaniem po raz kolejny, po czym nie czekając na to, aż smok się ogarnie, po płaskich omszonych kamieniach, zaczęłam schodzić w dół, w stronę płynącej poniżej wody. Gdy zrobiło się zbyt stromo, rozprostowałam skrzydła po czym wylądowałam z pluskiem w płynącej zimnej, a za razem przeźroczystej wodzie, stojąc na małych, czarnych, gładkich kamyczkach. Skręciłam nieco w lewo, po czym wyszłam na wilgotne kamyczki tego samego rodzaju co w wodzie. Poczekałam na smoka, który wylądował na wystającej gałęzi. Poszłam nieco dalej, gdzie dziwnie uformowany kamień, obrośnięty mchem i paprociami robił zadaszenie.
- Nada się? - spytałam towarzysza. Smok tylko kiwnął głową. teraz wystarczyło to jakoś uporządkować....
***time skip***
Nie spodziewałam się nikogo o wczesnej porze. A powinnam. Obudził mnie pysk Hermesa patrzący na moje truchło z wyraźnym wyrazem na pysku że jeszcze chwila a by mnie wrzucił do strumienia kilka metrów w dół.
- Co jest - mruknęłam wstając z uklepanego dołu ziemi.
- Masz gości - powiedział lekko po czym wyszedł na zewnątrz. Otrzepałam się zmywając z siebie sen, po czym dla lepszego obudzenia zamiast normalnie przejść pod wodospadem, przeleciałam przez niego, dostając ciarek gdy zimna woda zmoczyła mi nagle grzbiet. Tak, spałam tym razem w tej biblioteczce. Jesień to moja ulubiona pora roku, jednak w tych mini pomieszczeniach było tak ciepło, że równie dobrze mogłoby być lato. Mgła postanowiła się osadzić w tej niby grocie, tworząc dziwny, unikalny klimat. Wylądowałam obok białej wadery, która przyglądała się śpiącym stworzonkom które właśnie sklepiały się w kulkę by jak najmniej wilgoci dostało się do ich futer.
- Nie za wcześnie trochę? - spytałam podchodząc bliżej
< Shira? Jak nic nie robimy to hodujemy smoki xD>
Odchodzą!
A więc tak. Odchodzą: Six (brak zdj)
Dobra ludzie, jak tak dalej pójdzie i będą odchodzić postacie z wyższymi rangami to wszyscy tutaj poumieracie. Z mojej przyczyny. Przerobię was na buty.
1.10.2019
Od Kennego cd Krzemień
Po upadku zmieniłem się w wilka. Nie spodziewałem się tu nikogo, a w szczególności człowieka. Przez mój brak czujności zostałem trafiony w prawy bok. Bolało jak diabli, ale chwilowo miałem ważniejsze sprawy na głowie. Farmer podszedł do mnie i wycelował. Powoli naciskał spust. Umrę! Nie! Nie mogę... obiecałem Ai, że kiedyś ją znajdę i pokaże jej moje szkicowniki z miejscami w których byłem i opowiem jej o moich przygodach. Chciałem uciec, odskoczyć w bok, ale nie potrafiłem się ruszyć. Zamknąłem oczy i nagle usłyszałem krzyk. Po chwili wystrzał. Otwarłem oczy i zobaczyłem Haku, który ukąsił farmera w szyję. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że mnie uratował, ale z drugiej strony może zostać ranny! Pomimo bólu wstałem i zacząłem uciekać do lasu.
- Haku! - zawołałem i wąż poleciał w moją stronę. Oplótł mi się wokół szyi. Człowiek biegł za nami ze swoją bronią krzycząc coś. Krzemień będzie mógł oddalić się bezpiecznie. Biegnąc ile sił w łapach skakałem do różnych krzaków z nadzieją, że mężczyzna mnie zgubi. Ale nie, gościu nie odpuszczał. Normalnie każdy by zrezygnował z dalszej gonitwy i poszedłby po to po co naprawdę przyszedł. Jednakże człowiek ani razu w całym pościgu nie wycelował do mnie z broni. Widząc, że nie chce mnie zabić biegłem w przód. Trafiłem na pole na którym nie było nic. Nic po za wysoką trawą! Wskoczyłem między źdźbła trawy i kucnąłem. Po chwili przybiegł mężczyzna. Skradałem jak najciszej umiałem. W końcu zatrzymałem się i modląc się o to by mnie nie znalazł czekałem. Farmer chodził i szukał. Był coraz bliżej mnie. Nagle zatrzymał się. Był tak blisko, że ze strachu wstrzymałem powietrze. Po dłuższej chwili odszedł... znaczy tak myślałem. Wypuściłem powietrze i już miałem czołgać się w przeciwną stronę do tej którą obrał facet a tu nagle ktoś złapał mój ogon. Ze strachu poskoczyłem w miejscu. Farmer wydarł się i wyciągnął za swojego pasa nóż. Działając odruchowo ugryzłem go. Puścił mnie po czym ponownie pobiegłem do lasu. Biegłem dalej na wchód. Czując, że powoli tracę siły przebiegłem przez mały strumyczek i wskoczyłem do najbliższego krzaka. Haku puścił się mojej szyi i szybko wyminął mężczyznę. Jednakże człowiek nie wyglądał na zainteresowanego mistycznym stworzeniem. No spoko. Zamieniłem się w wiewiórkę i modląc się by farmer nie miał czegoś do tych gryzoni wdrapałem się na drzewo. Na moje szczęście zignorował mnie w tej formie i pobiegł dalej. Odczekałem chwilę by upewnić się czy nagle nie postanowi wrócić, ale na szczęście nie było go nigdzie widać. Zamieniłem się w wilka. Dobra! Teraz trzeba wrócić i odszukać Krzemienia, żeby dowiedzieć się czy z nim wszystko w porządku. Zszedłem z drzewa i zacząłem iść w stronę z której przybiegłem. Szło mi się coraz gorzej. Byłem bardzo zmęczony i wydawało mi się że rana z każdą minutą mocniej boli. Mój towarzysz po krótkiej chwili wrócił do mnie i pełznął koło mnie. W oddali widziałem strumień, który niedawno mijałem. Ale wydawało mi się że z każdym krokiem coraz bardziej się oddala. Spojrzałem na Haku. Obserwował każdy mój ruch. Mogłem wyczuć od niego niepokój i strach. Zboczyłem ze ścieżki i położyłem się przy starym pieniu.
- Znajdź coś czym mogę zatamować krwawienie - powiedziałem do towarzysza, a ten pospiesznie odleciał. Spojrzałem na ranę, ale nie byłem w stanie ocenić, jak bardzo źle jest. Nigdy w swoim życiu nie walczyłem i nie zostałem poważnie zraniony. Zazwyczaj gdy znajdowałem się w niebezpieczeństwie moi bracia przybiegali mi na pomoc. Jakby wyczuwali, że coś mi grozi i wiedzieli gdzie dokładnie się znajduję. Z rozmyśleń wyrwało mnie syczenie. Zobaczyłem, że mój przyjaciel ma jakąś szmatkę i linę. Nie wiedziałem gdzie to znalazł, ale teraz nie było to ważne. Położył mi kawałek materiału do rany i obwiązał liną. Podziękowałem mu i wstałem. Trzeba iść dalej. Łatwo było wrócić. Wystarczyło tylko iść za śladami krwi. Co jakiś czas odwracałem się żeby zobaczyć czy nie widać gdzieś w oddali farmera. Na moje szczęście nikogo nie było. Kiedy byłem już tak blisko miejsca w którym ostatni raz widziałem basiora łapy odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłem na ziemię. Nie umiałem się ruszyć. Spojrzałem na towarzysza.
- Mógłbyś poszukać Krzemienia i sprawdzić czy wszystko z nim ok? To ten wilk, który znajdował się z nami na polu. Musiałeś widzieć... - poprosiłem
Przez chwilę Haku się wahał. Podpełznął do mnie i zwinął się przy łapach. Uśmiechnąłem się i wytłumaczyłem mu że kiedy odnajdzie basiora to też sprowadzi do mnie pomoc. Kiedy tylko to usłyszał rozwinął skrzydła i odleciał. Chwilę po tym usłyszałem "Kenny? Trzymaj się!" i zobaczyłem zielony dym. Z dymu utworzyła się postać wilka. Mam zwidy? Ten podszedł do mnie i obejrzał usiadł przy mnie.
- Kim jesteś? - zapytałem. Byłem pewien, że coś powiedział. Już miałem poprosić o powtórzenie, ale usłyszałem syk Haku. Postać zniknęła, a ja straciłem przytomność.
< Krzemień? Haku cię znalazł? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)