Śnieg cicho skrzypiał pod moimi łapami, kiedy przemierzałam las, i iskrzył się bardzo, drażniąc moje ślepia. To był jeden z powodów, przez które nie lubiłam zimy. Drugim natomiast był… sam chłód panujący w tej porze roku. Podczas dużych mrozów trudno było znaleźć kryjówkę, by po prostu nie zmarznąć.
Kilka metrów przede mną dumnie maszerował Ren. Niewzruszony tym, że może mnie zgubić, samodzielne poszukiwał miejsca, w którym moglibyśmy się przespać. Z wyglądu, jak i z charakteru, tak bardzo przypomina ojca… tyle dni minęło, odkąd widziałam się z Aaronem. Nie musiał walczyć, a jednak to zrobił. Ciekawe, czy wojna jeszcze trwa. I czy nadal żyje. Czasem zżerało mnie sumienie, że mu nie pomogłam, że tam nie zostałam. Można było załatwić tą sprawę inaczej, a nie od razu przelewać krew!
— Tu! Tutaj jest dobrze! — z zamyślenia wyrwał mnie cienki głos mojego towarzysza. Lekko zdezorientowana rozejrzałam się dookoła, aż w końcu dostrzegłam miejsce, które – według mojego przyjaciela – było idealne.
To miejsce okazało się być pod jednym z większych świerków. Ren usiadł pod drzewem i popatrzył na mnie z dumą w czerwonych ślepiach. Podeszłam do kociaka i poczochrałam go po brązowej czuprynie.
— Jest idealne — powiedziałam, układając się pod drzewem. Ren skulił się przy moim boku.
— Kiedy tata wróci? — spytał nagle, co kompletnie zbiło mnie z tropu.
— Wkrótce, maluchu — starałam się zabrzmieć jak najnaturalniej. — Przecież obiecał, że wróci, prawda?
Tygrysek nic nie odpowiedział, jedynie wtulił się bardziej w mój bok. Odetchnęłam głęboko, przymykając ślepia. Po krótkim czasie usłyszałam, jakby jakąś gałąź zatrzeszczała. Od razu otworzyłam oczy, nastawiłam uszy. Dźwięk nie powtórzył się… więc chyba wszystko musi być w porządku. To pewnie przez te moje wyczulone zmysły. A poza tym, gdyby było coś nie tak, wyczułabym, prawda?
Z powrotem zamknęłam oczy i zwinęłam się w kłębek, przytulając się do Rena. Czas, by wreszcie odpocząć od całego dnia wędrówki.
Kagekao?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz