30.12.2016

Od Kaoru do Luny

Od Kaoru do Luny

Zmrużyłem czerwone ślepia, starając się dostrzec jakąś kryjówkę przed tą śnieżycą, ale jedyne, co widziałem, to biel. Wszechpanująca biel. Przeklnąłem w myślach.
Po kilku minutach marszu miałem już zrezygnować, położyć się i po prostu przeczekać, ale w tej chwili zwątpienia dostrzegłem to, czego tak bardzo poszukiwałem. Jak najszybciej ruszyłem w stronę jaskini, mając dość już tej całej śnieżycy.
Gdy tylko znalazłem się w pieczarze sprawdziłem, czy aby na pewno nie jest zamieszkała przez jakieś inne stworzenie. Oczywiście, nie całkiem, bo jaskinia wydawała się na całkiem sporo. Nie słysząc nic podejrzanego oraz nie czując żadnej dziwnej woni zdecydowałem, że tutaj przeczekam. Usadowiłem się niedaleko wyjścia i w spokoju zacząłem otrzepywać się ze śniegu. Ugh, jak dobrze, że miałem jednak grube to futro. Gdyby nie ono, pewnie już dawno leżałbym gdzieś w rowie, przemarzniętym do szpiku kości. Jednak ta sierść ma też swoje minusy – potrafi być prawdziwym utrapieniem w upalne lato.
Kiedy tylko zakończyłem otrzepywać się z zimnej brei, miałem się położyć i poobserwować tą wspaniałą śnieżycę, przez którą chodzę teraz głodny, ale poczułem, że coś stoi tuż za mną. A jednak ta jaskinia nie była całkiem pusta. No cóż... mam nadzieję, że nie będę musiał walczyć. Z pustym żołądkiem nie najlepiej mi to wychodzi.
— Co tu robisz? — usłyszałem za sobą warkot wadery. Powoli odwróciłem łeb w jej stronę i z satysfakcją stwierdziłem, że jestem od niej o wiele wyższy. Oceniłem szybko jej podstawę i mogę śmiało stwierdzić, że nie zaatakuje mnie, póki nie zacznę zachowywać się podejrzanie. Uśmiechnąłem się do czarnej wadery o bursztynowych oczach.
— Czekam, aż śnieżyca przejdzie — powiedziałem zgodnie z prawdą. Czułem, że nie chciałem się jej narażać. Co prawda, jestem od niej wyższy, ale wcale nie oznacza to, że jestem silniejszy; jestem zwykłym patyczakiem-gigantem. A po sylwetce tej wadery mogę stwierdzić, że nie omieszkała się inwestować w siłę.
— Czemu w mojej jaskini? — dalej się dopytywała, pokazując kły. Było ewidentnie widać, że mi nie ufała.
— Wybacz, to była jedyna jaskinia, jaką zauważyłem. Nie będzie dla ciebie problemem, jeżeli tu trochę przeczekam?
— Obcych nie przyjmuję.
— Jestem Kaoru. Już nie jestem "obcym" więc... mógłbym?

(Luna?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz