24.11.2021

Od Tsumi do Antilii

 Powinnam teraz siedzieć sobie w ogrodzie, popijać herbatkę wdychając zapach kadzideł i myśleć jak bardzo moje życie jest beznadziejne. A zamiast tego wylądowałam tutaj. Pod pieprzoną pokrywą śnieżną. Rozejrzałam się dookoła, po pustej przestrzeni, którą zdążyłam zrobić, używając luster. Zerknęłam również nieco zrezygnowanym wzrokiem na lekko jaśniejący medalion, który to zużył cząstkę swojej mocy na stworzenie tego a'la szkła do obrony. Głęboki wydech i... dobrze, bardzo dobrze, jesteśmy w dupie.  Jest o tyle dobrze, że mogłam dowolnie poruszać swoimi lustrami, tak więc spróbowałam się wraz z nimi dostać na powierzchnię. Nie doceniłam jednak ciężaru śniegu, więc kolejna spora część energii z medalionu, poszła na wydostanie się z tego białego gówna, które to otaczało moją osobę ze wszystkich stron, nie dając dostępu do światła. Gdy jednak już stanęłam na lodowatej skale w dziwnym schronieniu, szybko pożałowałam swojej decyzji odwołania luster. Chłód niemiłosiernie wżerał mi się w futro, skutecznie zniechęcając do jakiegokolwiek ruchu. Pozostawała jeszcze tylko jedna kwestia. Głęboki oddech i...
- Antilia! - zawołałam, co było dość głupim pomysłem, zważywszy na fakt, iż właśnie spadła na nas wielka kupa śniegu, oddalając tym samym od celu. Bo jak się z tej jaskini teraz wydostać? Ugh... po jaką cholerę podeszłam bliżej wejścia. Jedynym co mi odpowiedziało to echo groty. Fajnie, może ktoś tu mieszka, na przykład wielki lodowy wąż, który na pewno się ucieszy z dwóch wilczych przystawek. Ohoho... zimno, w cholerę zimno. Czemu los nie obdarował mnie żywiołem ognia? Stuknęłam w kamień zawieszony na rzemyku, by ten uniósł się i zaczął nieco lewitować, wydając słabe światło, jak i również równie słabe ciepło. Ugh, no cóż, lepsze to niż nic. A zaraz potem gromadząc materię wokół swoich przednich łap, zaczęłam kopać w śnieżnej zaspie, przykrywającej wejście, co chwilę węsząc. Jednak zamiast wyłapać znajomy zapach towarzyszki, czułam tylko ten charakterystyczny zimny smak zmarzniętej wody i mroźnego wiatru. Do tego czułam coś, co mnie najbardziej martwiło. Strata energii. Medalion co chwila czerpał siłę z otoczenia, jednak był to długi i mozolny proces. A ja pobierając energię w taki sam sposób jak kamień, traciłam ją na trzy sposoby. Wspomagając mój świecący minerał, używając energii własnej do kopania, jak i utrzymując materię wokół swoich łap, by nie zamarzły za bardzo. Dodatkowo... nie można było zapomnieć o stresie. 

***

- Cię trochę zniosło - Odezwałam się, kiedy to po długiej akcji ratunkowej, zaciągnęłam z dość wielkim trudem, niebieską waderę do schronienia, po czym padłam jak długa, czując jak lepię się cała od śniegu, wzbijając przy okazji kłęby pary z nosa. Anti była na pewno wychłodzona. Do tego nie odbierałam od niej żadnych oznak świadomości. Chociaż, cóż, wiedziałam że żyła. To na pewno. Jakieś resztki energii z kamienia zużyłam do ocieplenia i siebie, i drugiej wadery. Podałabym jej korzeń z krzewu płomykowego na rozgrzanie, jednak nie miałam pojęcia czy samica jest na to uczulona czy nie. Poza tym, nie miałam jak podać, skoro nie było możliwości by to sama pogryzła. Ułożyłam się więc obok, przypominając sobie polecenia i instrukcję moich opiekunów, za czasów szczenięcych. Trzeba się ogrzewać. Dodatkowo nie chciałam iść sama szukać czegokolwiek w tych ciemnościach. I na zewnątrz i w środku było ciemno jak w dupsku, z tą różnicą, że tutaj przynajmniej nie wiało. Dodatkowo mój medalion całkowicie wyczerpany wisiał sobie na mojej szyi, nie dając ani światła ani ciepła. Pozostało mi tylko czekać... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz