Oleander martwym wzrokiem wpatrywał się w jeden punkt. Próbował zapanować nad oddechem. Wdech nosem, wydech pyskiem. I jeszcze raz. Nagły napad kaszlu przerwał niezręczną ciszę, która panowała pomiędzy nim a martwym ciałem łani. Znów gonił za zdobyczą, jakby od tego miało zależeć jego życie, a przecież tak nie było. Inaczej. Właściwie zależało, ale co z tego, jeśli był w stanie wykończyć się tuż przed finalizacją polowania? Choć musiał przyznać, że rzadko kiedy dane mu było wysilać się aż tak bardzo. Samica była wyjątkowo waleczna. Basior opadł ciężko obok swojej zdobyczy i przymknął oczy. Strużki krwi wypływały z jego pyska i barwiły czerwienią stokrotki, na których leżał. Mruknął przeciągle i nie obejrzawszy się, zasnął.
✧─── ・ 。゚★: *.✦ .* :★. ───✧
Wilk zastrzygł uszami, słysząc, że coś się zbliża. Na początku nie wiedział, gdzie jest. Zerwał się na równe łapy i rozejrzał dookoła. W głowie wciąż trochę buczało, a gardło paliło żywym ogniem. Zwierzyna leżała nietknięta na swoim miejscu.
— Szaa... Ktoś się zbliżaaa... — Głosik wypowiadający to zdanie był przeraźliwie piskliwy i wydawało się, że dobiega z oddali. Oleander pokręcił energicznie głową i zaczął szukać intruza, jednak nikogo nie widział. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Pomarańczowe promienie tańczyły radośnie po przejrzałych skrawkach traw i paproci, które poruszane przez wiatr, bujały się w dźwięk melodii wybijanej w pobliskim źródełku.
— Słodki chłopcze, zamknij oczka,
Ukryj smutki w norze skoczka,
I nim spojrzysz nań dwa razy,
Przyznaj żeś jest zakochany.
— To nie jest zabawne, jeszcze nie jest ze mną tak źle — burknął pod nosem. — No dalej, drwij ze mnie pyskiem w pysk — powiedział trochę głośniej. Miał szczerą nadzieję, że ten jeden raz po prostu mu się przesłyszało. Nikt nie znał jego małego sekretu. Stał wyprostowany i gotowy do ataku.
— Taki z ciebie chojrak wilku... Dobrze więc, ukarzę się. — Szepnęło stworzenie.
Był gotowy na wszystko. Skulił uszy i obnażył kły, choć od samego początku intruz nie wydawał się groźnym przeciwnikiem. Wtem zza niewielkiej magnolii wyleciała mglista ćma. Dość spora o mętnej, nieokreślonej barwie. Oleander zmarszczył brwi i po prostu się jej przyglądał. Nocny motyl roześmiał się dziecięcym głosem i przysiadł na jego różowym nosie.
— Nie rób wielkich oczu wilku, to moja ziemia.
— Dlaczego już nie mówisz wierszem? — zapytał prawdziwie zaciekawiony basior.
— Rymy mi się skończyły — westchnął. — I inspiracja — dodał.
— Więc skąd pomysł na ten wierszyk? Nawet spójny, choć mało ambitny?
Motylek zamyślił się i poruszył energicznie skrzydełkami. Przeszedł się po pysku wilka w tę i z powrotem. Czarnymi oczkami wpatrywał się w jego szkliste ślepia i zaczął mówić.
— Wiesz, widziałem kilka razy wilka podobnego do ciebie. Przemykał niczym cień, nigdy się nie zatrzymywał, był całkowicie pochłonięty tym bezsensownym chodzeniem. Dlaczego chodzisz, a nie latasz? Inne wilki latają, a ty jesteś taki przyziemny i na dodatek wydajesz się kruchy...
Oleander się zdenerwował. Jakiś głupi robak śmie mu wypominać brak skrzydeł i kruchość, jeszcze czego!
— Wybacz moje poboczne myśli — odpowiedział szybko motyl, wyczuwając napięcie swojego towarzysza — już wracam do tematu! — krzyknął. — Pewnego dnia wilk się zatrzymał. Osobiście byłem w szoku, bo zawsze chodził! — kolejny raz uniósł głos. — Po prostu stał i patrzył w dal. Trochę rozmarzony, może ździebko rozczarowany? Nie mogłem się oprzeć, musiałem sprawdzić, co go tak zaciekawiło. Podleciałem bliżej i przysiadłem na błękitnym bratku. Okazało się, że to wadera. Chyba była złota, żółtawa? Jakoś tak. Nie mogę sprecyzować, ponieważ nim rozsiadłem się na kwiatku, ta już zniknęła. Podobnie jak ty. I kolejny raz tamtego dnia zostałem sam.
— Dlaczego uważasz, że to byłem ja i dlaczego rozczarowany?
— Bo tylko ty tutaj przychodzisz codziennie i dobrze wiesz, o co mi chodzi z rozczarowaniem malującym się na pysku — odpowiedział szybko.
No tak miał rację, przyznał w myślach.
— Skąd myśl, że mogę do niej żywić jakiekolwiek uczucia? — zapytał niepewnie.
— Oczy nie kłamią głuptasie. A teraz znikam, bo ona się zbliża...
Tylko tym razem kłamały. Ponieważ on sam nie wiedział, kogo tak właściwie szuka.
Oleander chciał jeszcze coś odpowiedzieć, ale nim otworzył pysk, ćma już odleciała. Jedynym śladem, który pozostawiła, był srebrzysty pył, zalegający na jego pysku.
Basior warknął i zaklął pod nosem. Głupie stworzenie tylko zawracało mu głowę. Z tego wszystkiego zdążył zgłodnieć. Już przymierzał się do konsumpcji zdobyczy, gdy kolejny raz tego dnia ktoś postanowił zakłócić jego spokój.
— Kogo znów piekielny Nester niesie!
— Hm... Mnie? — odpowiedział mu delikatny głos.
Wilk uniósł głowę, słysząc znajomy dźwięk. Nigdy wcześniej nie spotkał jego właścicielki, myślał tak, aż do teraz. Lait pracowała w bibliotece, Oleander w terenie. Nie miał czasu na czytanie książek, unikał wszystkich, a z radą bądź alfą spotykał się o nieokreślonych, najczęściej nocnych porach. Dopiero teraz sobie uświadomił, że jednak ją widział. Kilka tygodni temu, podczas oficjalnego dołączenia do stada, wymienili się miłymi spojrzeniami i ukłonem. Parę dni później podczas powrotu do jaskini słyszał, jak jedna z wader radośnie opowiadała o najnowszych książkowych pozycjach w bibliotece. Ten entuzjazm podniósł go na duchu. A później już go nie słyszał. Rozważał różne opcje, między innymi szaleństwo. Teraz z ulgą stwierdził, że to jeszcze nie jego pora.
— Wybacz mi, myślałem, że to ćma wróciła.
Lait stała niepewnie i przyglądała się Oleandrowi, a on odwzajemnił się tym samym. Była nieduża, zgrabna. Emanowała spokojem i ciepłem. Nie była złota, a tym bardziej żółta. Jej sierść przypominała późnojesienne popołudnie.
— Masz na myśli mglistą ćmę? — zapytała po dłuższej chwili. Jakby dopiero teraz oswoiła się z jego towarzystwem.
— Tak, spotkałaś kiedyś jakąś?
— Nie, podobno najczęściej rozmawiają z tymi, którzy mają niedługo odejść z tego świata.
— Ach świetnie się składa — parsknął śmiechem.
— Bawi cię to? — uniosła brew i wykrzywiła pysk w grymasie.
— Trochę szokuje z racji, że przed chwilą z nią rozmawiałem — odpowiedział, uśmiechając się krzywo.
Zapadła cisza. W końcu po dłuższej chwili Lait się odezwała.
— Nie może być tak źle, choć faktycznie dziś nie wyglądasz zbyt zdrowo.
— Bywało gorzej. Jesteś głodna? — zmienił temat. — Upolowałem łanię i raczej nie dam rady sam jej zjeść.
<Lait? Mam nadzieję, że to zakończenie cię nie zrazi. Nie wiem jeszcze jakimi żartami może rzucać waderka, więc dokończenie tej sztywnej (bądź nie, przyszłość zależy od ciebie) rozmowy zależy od ciebie.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz