Jako iż dołączyłem do watahy, postanowiłem zwiedzić jej tereny. Nie były one małe. Rozciągały się przez wiele kilometrów. Mimo upałów dawałem radę paradować w słońcu, nie czułem gorąca. Utrzymywałem moją temperaturę ciała w odpowiednim parametrze. Mimo wielkich łap, dzięki którym podróżowanie może być mniej meczące, chciałem w końcu usiąść gdzieś i popodziwiać widoki. Znajdowałem się na południowych terenach. Przechodziłem niedawno koło pałacu wróżek, lecz tam nie miałbym upragnionego spokoju. Znalazłem ścieżkę i podążałem nią. Doprowadziła mnie ona do lasu. Ruszyłem zatem w głąb dzikiej puszczy. Zielona trawa oraz promienie słońca przenikające przez liście. Znalazłem jakiś wygodny mech i ułożyłem się w nim. Nie zastanawiałem się nawet, czy ktoś mógłby tu być. Błoga cisza nie mogła trwać wiecznie, usłyszałem, jak szeleszczą krzaki niedaleko mnie. Wstałem i ustawiłem się w pozycji do ataku.
—
Kto tam? Wyłaź!
—
krzyknąłem, wystawiając kły.
—
Co... Kto... Ja?
—
odparł głos z przerażeniem. Po jego barwie wywnioskowałem, iż była to wadera.
—
Tak ty, słyszałem Cię
—
wyprostowałem się, nie byłem już w pozycji do ataku.
—
Czego chcesz? Kim jesteś?
—
krzyknęła przerażona.
—
Eh... To ja powinienem zadawać takie pytania, spokojnie sobie leżałem, gdy nagle coś, a raczej ktoś zaburzył mi spokój. Więc proszę, wyjdź — odparłem spokojnym tonem.
Z krzaków wyszła niższa ode mnie wadera o zielonym futrze. Wydawała się być sporo młodsza.
—
No, to czego chcesz?
—
odparła spokojnie
—
Czemu zakłócasz czyjś spokój ?
—
zapytałem.
—
Mam zrozumieć, że to ja przeszkadzam?
—
odpowiedziała zirytowana.
Rozejrzałem się wokoło.
—
Raczej tak, nikogo innego tu nie widzę, a gdy się kładłem, nikt się tu nie pałętał —
odparłem.
—
Nie denerwuj się tak.
No tak hormony jej zapewne latały jak oszalałe.
— He... Coś jeszcze?
—
zapytała wykończona.
—
Jak Cię zwą młoda damo ?
—
odparłem z lekkim uśmiechem.
—
Vitany —
odparła, jakby ją ktoś zmuszał
—
a ty?
—
Zwę się Drago Ergon, lecz możesz mi mówić Drago — usiadłem.
—
Jeżeli nie chcesz rozmawiać, nie zmuszam Cię
—
odparłem łagodnie.
—
Nie, jak coś masz do powiedzenia, to słucham — mruknęła zdystansowana, okazując chyba tylko minimalne zaciekawienie, które wypierało powoli resztki zdenerwowania.
—
Jestem nowy w watasze, oglądałem właśnie tereny. Należysz do niej?
— Tak, ale od niedawna
— odparła.
—
Hmm, w takim wypadku co Ciebie tu sprowadziło? Z rodziną tu powędrowałaś ?
—
zapytałem zaciekawiony.
—
Rodziny nie mam...
—
Smutek można było dostrzec w jej oczach.
—
Gdybym tu nie przywędrowała, to bym zapewne zginęła.
—
Rozumiem, nie będę drążył tematu. Lecz jesteś młoda, więc na pewno będziesz potrzebowała nauki magii, czy posiadasz już jakieś zdolności?
Nie chciałem poruszać na pewno bolesnego dla niej tematu. W młodym wieku nie ma rodziny. To naprawdę okropne, sam wiem, moja matka zginęła młodo. Ojca nie miałem, a na ojczyma nie było co liczyć.
<Vitany?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz