8.11.2022

Od Dastana do kogoś

    Bór szumiał nad moją głową. Gigantyczne i stare jak świat drzewa całkowicie przesłoniły mi niebo. Gąszcz liści praktycznie nachodził na siebie, tworząc grubą warstwę, która ledwo co przepuszczała światło. Na dole panował głęboki mrok.
    Południowa część terenów była raczej rzadko uczęszczana. Kiedy byłem szczeniakiem, starsi straszyli mnie tą częścią lasów. Opowiadali o łunach światła, które przechadzały się w ciemności. Ekscytowały i hipnotyzowały przechodniów, tańczyły z nimi i zamieniały się we wszelkie pragnienia. Przechodzień wpadał w trans, z którego nie mógł się wybudzić, wtedy świetliste łuny wprowadzały go w głąb bagien, skąd już nigdy nie wychodził.
    Brawo idioto, więc co tutaj robisz? No cóż… Nie wiem. Zawsze ciągnęło mnie do tej części lasu, a teraz nic nie stoi mi na przeszkodzie, żeby zbadać co to takiego.
    Prześwitujące przez grubą warstwę liści promienie słońca zaczęły znikać. Domyślałem się, że nadchodzi noc, a ja powinienem znaleźć odpowiednie schronienie. Rozejrzałem się po wokół. Teren był falisty, jednak nie posiadał żadnych zagłębień, ani jaskiń. Nieopodal mnie rosło drzewo. Dość mocno pochylone, abym mógł na nie bezpiecznie wejść i przeczekać do wschodu słońca.
    Drewno zatrzeszczało pod moimi łapami kiedy wykonałem pierwszy skok. Już o wiele delikatniej wskoczyłem na wyższą gałąź i przycupnąłem. W momencie kiedy miałem się położyć, usłyszałem głębokie ziewnięcie.
    — Halo? — zapytałem z wyraźnym zdziwieniem w głosie. Nie spodziewałem się znaleźć tutaj kogokolwiek w środku drzemki. 

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz