Znalazłam jakiś krzaczek, i do niego weszłam, był pusty. Dziwiłam się, że nikt mnie nie znalazł, ale w sumie to chciałam osiągnąć. Posiedziałam tak z godzinę. Totalnie bez zajęcia. Przypomniałam sobie to jeziorko, które kochałam. Postanowiłam go poszukać, ale gdzie ono było? Z której strony przybyłam? Śladów już nie ma. Pamiętałam jednak gdzie spotkałam tego wilka, więc poszłam tam. Teraz tylko, czy nikt mnie nie śledzi? Rozglądam się. Chyba nie. Dobra, teraz tylko prosto w stronę mojego starego domu.
O! To tutaj! Nareszcie! Już za jakąś godzinę z powrotem do watahy i nikt nie zobaczy. Co to!? To jest pegaz! Niestety, Pegaz uciekł w krzaki. Oj, zapomniałam o ciszy. Teraz sobie posiedzimy.
Aaaaaaaa... Która godzina... Z... Z... Zachód! No i zobaczą moje zniknięcie.
— Widzę, że się dobrze spało.
— Przepraszam.
— Wracaj do watahy.
Nie pamiętam go. Ale wiem, że jest z watahy.
— Jak mnie znalazłeś?
—Usłyszeć ciebie można chyba z odległości kilometra.— Zaśmiał się. — Wyczuć też.
Powrót do watach odbył się w ciszy, a ja wróciłam do sierocińca.
— Widzę, że się dobrze spało.
— Przepraszam.
— Wracaj do watahy.
Nie pamiętam go. Ale wiem, że jest z watahy.
— Jak mnie znalazłeś?
—Usłyszeć ciebie można chyba z odległości kilometra.— Zaśmiał się. — Wyczuć też.
Powrót do watach odbył się w ciszy, a ja wróciłam do sierocińca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz