– Nie chcę tego robić… – wymamrotała rozpaczliwie, dalej leżąc na ziemi.
Nie ukrywałem zdziwienia spowodowanego jej nagłą szczerością.
– Czego robić?
Wadera położyła po sobie uszy, dalej wtulając się w najwyraźniej bardzo wygodną ściółkę leśną.
– Stado jest młode, nie mamy zbyt wielu wilków – zaczęła. – Tereny są zbyt duże, ale Alfa ani myśli o porzuceniu nawet skrawka ziemi. Każdy członek jest zmuszony patrolować tereny. Samemu. – Głos samicy zaczął się załamywać. – Posyła nawet szczeniaki. A wszędzie kręcą się ci zasrani przywołańcu. W tym miesiącu straciliśmy już małą Eliye. Nie miała nawet półtora roku. Znalazłam jej ciało przy rzece, a raczej to, co z niej pozostało. Gdybym była wtedy na patrolu zamiast niej, to ja zostałabym w taki sposób rozszarpana na strzępy – szlochała, a sierść na jej policzkach zaczęła powoli stawać się mokra. – Trudno znaleźć jakąkolwiek zwierzynę, dlatego jesteśmy znacznie osłabieni. Ale i tak, każdy, nawet bez wyszkolenia, musi patrolować okolicę.
Wysłuchiwałem jej wywodu spokojnie, dopóki sama nie zamilkła. Najwyraźniej decyzja o opuszczeniu tych terenów była podjęta w odpowiednim czasie.
– Czemu nie chcecie opuścić tych terenów? – zapytałem po chwili.
– Nie wiem, ale gdyby nie Alfa już dawno bym to zrobiła. Zabija każdego kto nawet pomyśli o ucieczce - wyjaśniła. – Jest strasznie przywiązany do tych terenów, sama nie wiem czemu.
Nielogiczne postępowanie ze strony Alfy wcale mnie nie dziwiło. Młode stada często posiadają takich niekompetentnych liderów, przez których taki zarodek watahy szybko umiera. Jedynie te nieliczne, których głowa ma trochę oleju w głowie, są w stanie przetrwać próbę czasu.
Choć jakby tak się zastanowić, przywiązanie do tych terenów może być bardziej logiczne niż mogłem sądzić. Z góry założyłem, że na tych terenach nie pozostał już nikt z Watahy Mrocznych Skrzydeł, jednak możliwość, że „Alfa” jest jednym z pozostałych wzrosła drastycznie, gdy wadera wspomniała o przywiązaniu do tych terenów.
– Jakie jest imię twojej Alfy?
– Scavenger.
I trop padł. Nie przypominałem sobie żadnego wilka o tym imieniu, choć może była to wina mojego dosyć samotnego trybu życia. Może jeżeli go zobaczę, to przypomnę sobie kim tak naprawdę był. Choć możliwość, że jest to ktoś nieznajomy również była wysoka, choć nie tłumaczyła by wtedy tego chorobliwego przywiązania.
Prócz ciekawości związanej z tożsamością zagadkowej alfy, miało to również drugi powód. Kazuri mogła równie dobrze dołączyć do nowo powstałego stada. Choć szczerze wolałbym by tak nie było. Jednak, jeżeli zrobiłaby to tylko by zwiększyć swoje szanse na przeżycie na tych terenach, byłbym w stanie to zrozumieć. Gdy opuszczaliśmy to miejsce, nie było tutaj żadnych istot zwanych przywołańcami. Mogły drastycznie zwiększyć niebezpieczeństwo tego terytorium, a jak wiadomo, w grupie zawsze bezpieczniej.
Wadera spojrzała na mnie po chwili milczenia z mojej strony. Fakt, trochę długo zajęły mi te przemyślenia.
– Chciałbym zobaczyć się z twoją alfą – postanowiłem.
– Ale Scaven – zaczęła.
– Nie obchodzi mnie jaki jest oraz co może ze mną zrobić. Ja, dowódca wojska Watahy Mrocznych Skrzydeł nie przestraszę się żadnej świeżej alfy, która nie jest w stanie zarządzać odpowiednio własną watahą.
Wadera spojrzała na mnie niepewna, jakby nie doceniała moich możliwości. Naprawdę, jestem ciekaw kto taki przewodzi tej grupie.
– Chyba nie mam wyboru… - mruknęła, wstając ociężale z ziemi. – Obóz jest w tą stronę – powiedziała, zaczynając iść w głąb lasu.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz