Na okres lipca i sierpnia przypadają zwykle największe upały. Długie gorące dni, krótkie noce, których cień nie nadąża ochładzać ziemi i stojącej wody. To również najbardziej majestatyczne zachody słońca i czyste niebo, po którym ślizgają się tysiące spadających gwiazd. To czas, kiedy z ukrycia wychodzą świetliki i wirują godzinami nad kręgami wiedźm i szamanów, zbierających się w sabaty. Dwa miesiące gorących miłości w oczekiwaniu na chłód, który nadejdzie jesienią, poszukiwania towarzystwa na zimę.
Wichna wiedziała, że ma do odprawienia kilka potrzebnych rytuałów jeszcze przed sezonem burz. Upały przekraczające trzydzieści stopni zwiastowały nieuniknione przeciążenia pogodowe i niejako obowiązkiem wadery jest zabezpieczenie wilków przed ich skutkami. Nawet jeśli nikt o to nie prosi i to nie jest jej pracą. Uważa, że skoro posiada umiejętności przydatne przy zaklinaniu pogody, równie dobrze może ich użyć. To przy okazji dobry trening. Jednak przez panującą temperaturę, zdolną zapalić drewno na łące, jedynym, co robiła wilczyca przez ostatnie tygodnie było leżenie i picie zimnej wody, którą usłużnie podawał jej demon. Ego - jak kazał się jej nazywać, twierdząc, że to jego imię - nie czuł żaru lejącego się z nieba i chociaż początkowo nie mógł znieść tego, że ktoś każe mu się obsługiwać, ostatecznie zgodził się pomagać Wichnie.
Minęło wiele czasu odkąd Wichna szukała przygód z kimś z watahy. W ogóle mało kto ostatnio do niej przychodził i zaczynała się martwić, czy ze stadem nie dzieje się coś złego. Jak długo jeszcze potrwa ta sielanka? Myślała czasami, zastanawiając się, czy nie będzie musiała niedługo szukać nowej siedziby. Mimo wszystko pilnowała, żeby zawsze mieć na stanie niezbędne zioła, oleje i lekarstwa, jeśli ktoś przyszedłby do niej z codziennymi dolegliwościami. Jednak zaczął się lipiec i klienci przestali przychodzić, tak jakby nagle cała wataha wyparowała.
Sterta szmat poruszyła się, pozwalając, by wpadło pod nią świeże powietrze. Błysnęło białe futro.
— Ego? — spod materiału wysunął się nos, a zaraz za nim szare oczy — Ego, jesteś tu?
W kącie jaskini coś zamigotało. Nie, to raczej cień się poruszył, zasłaniając promienie słońca padające na ścianę.
— Jestem.
— Przynieś mi wody.
— Może tym razem sama po nią pójdziesz? — zamruczał cień — Od leżenia w końcu odpadną ci nogi, a wtedy już zawsze będziesz na mnie skazana.
Nastała cisza. Biały nos znowu zniknął pod kocem.
— Ego? — tym razem kobiecy głos był przytłumiony przez zwały tkaniny.
— Co tym razem? — wysyczał demon.
— Przynieś mi wody.
Cień nie odpowiedział. Poruszył się i wypłynął z jaskini. W świetle nie wyglądał już jak cień. Bardziej przypominał chude ciało oblane smołą. Wrócił z miską wody.
— Zrób coś ze sobą, wilku — syknął, układając się w posłaniu przy jej boku — Niedługo zaczniesz gnić.
— To mam już za sobą — odpowiedziała — Ale masz rację, muszę coś zrobić. Zresztą nawet wiem, co mam do roboty. Czas na moje ulubiony rytuał.
— Rytuał? — zaciekawiła się istota — To na co czekamy? Wstawaj.
— Chyba nigdy nie widziałam cię tak podekscytowanego. Od kiedy to obchodzi cię moja praca? Albo to co robią inne wilki?
— Nigdy nie wiesz, kiedy wpadniesz na nową pasję.
Wichna wygramoliła się z posłania, zastanawiając się, czego tak naprawdę chce Ego. Może liczył na krew i ofiary składane na ołtarzu?
Rytuał, który planowała przeprowadzić był prosty w założeniach, jednak dość trudny do wykonania. Wichna doświadczyła go kilka razy i za każdym coś szło nie tak, jak powinno. Wystarczył tylko odpowiednio ułożyć kamienie, naczynia z wodą i drewno, ale tak to już jest, że z burzą z piorunami ciężko się dogadać. A mniej więcej na tym polegała cała operacja. Wilczyca zaczęła od ułożenia ogniska, a wokół niego trzech okręgów w kamieni i miseczek z wodą. Podczas gdy napełniała ostatnie naczynka, poczuła na nosie pierwsze krople deszczu. Ego uwijał się wokół, rzucając jej pod nogi kolejne otoczaki.
I przyszedł czas na sam rytuał. Nad głowami wilka i demona zebrały się ołowiane chmury, z których spadały pojedyncze wielkie krople. Szalał wiatr, zrywając z ziemi chmury pasku, kwiatów i suchej trawy. Wichna popatrzyła na Ego, który stał w cieniu jaskini, a ten kiwnął głową na znak, że pilnuje jej pleców. Wadera potarła trzymanym w pysku nasiąkniętym żywicą i prochem siarkowym drewienkiem o kamień. Szczapka strzeliła, z nieba posypały się iskry i gromy. Błyskawica. Zapłonęło wielkie ognisko, wokół kręgów roztańczyły się duchy pogodowe i latawce. Słońce zniknęło całkowicie za chmurami i nagle płomień stał się jedynym źródłem światła. Wichna rozpoczęła rytuał. Tańczyła po kręgach, wypowiadała niezrozumiałe zaklęcia, których uczyła się od czarownic mieszkających w górach. Na wyżynach przeżycie wilków często zależało od powodzenia rytuałów takich jak ten. Kiedy miseczki dopełniły się wodą deszczową, upiła łyk z każdej z nich, a resztą polała ognisko i wrzuciła do niego naczynia. Wilczyca wyrwała jedną nitkę ze swojej czerwonej chusty i ją również puściła w dziki wir płomieni. Następnie burza ustała i na niebie znów pojawiło się słońce.
Wichna spuściła głowę do ziemi, ciężko dysząc. Zamknęła oczy, żeby nie wpływała do nich ściekająca jej po sierści woda.
— Zadowolona? — usłyszała zniecierpliwiony głos dobiegający od strony jamy.
— Bardzo — mrugnęła, ledwo mogąc wydusić słowo ze zmęczonego gardła — Nadrobiłam tym ostatni miesiąc bezrobocia. Teraz czas na drzemkę.
Jak gdyby nigdy nic, wadera, powłócząc nogami, ruszyła do jaskini. Zostawiła za plecami okręgi, żarzące się nadal ognisko i pobojowisko, które powstało podczas rytuału. Ale nie dane jej jeszcze było odpocząć.
— Jest tu kto? — usłyszała, gdy stawiała łapę w progu nory — Halo?
— Ktoś jest — odpowiedziała natychmiast, jednak nie odwracała głowy w tamtym kierunku — Zależy kogo, albo czego szukasz. Mogę jedynie zgadywać, że wykurzyła cię tutaj burza? — Wichna już nieraz witała wilki, które znajdowały schronienie w zacisznym, odosobnionym zakątku, w którym się urządziła. Na otoczonym lasem i skałami terenie była tylko jedna niewielka polana, otwarte pole idealne, by trzaskały w nie pioruny.
Wichna wiedziała, że ma do odprawienia kilka potrzebnych rytuałów jeszcze przed sezonem burz. Upały przekraczające trzydzieści stopni zwiastowały nieuniknione przeciążenia pogodowe i niejako obowiązkiem wadery jest zabezpieczenie wilków przed ich skutkami. Nawet jeśli nikt o to nie prosi i to nie jest jej pracą. Uważa, że skoro posiada umiejętności przydatne przy zaklinaniu pogody, równie dobrze może ich użyć. To przy okazji dobry trening. Jednak przez panującą temperaturę, zdolną zapalić drewno na łące, jedynym, co robiła wilczyca przez ostatnie tygodnie było leżenie i picie zimnej wody, którą usłużnie podawał jej demon. Ego - jak kazał się jej nazywać, twierdząc, że to jego imię - nie czuł żaru lejącego się z nieba i chociaż początkowo nie mógł znieść tego, że ktoś każe mu się obsługiwać, ostatecznie zgodził się pomagać Wichnie.
Minęło wiele czasu odkąd Wichna szukała przygód z kimś z watahy. W ogóle mało kto ostatnio do niej przychodził i zaczynała się martwić, czy ze stadem nie dzieje się coś złego. Jak długo jeszcze potrwa ta sielanka? Myślała czasami, zastanawiając się, czy nie będzie musiała niedługo szukać nowej siedziby. Mimo wszystko pilnowała, żeby zawsze mieć na stanie niezbędne zioła, oleje i lekarstwa, jeśli ktoś przyszedłby do niej z codziennymi dolegliwościami. Jednak zaczął się lipiec i klienci przestali przychodzić, tak jakby nagle cała wataha wyparowała.
Sterta szmat poruszyła się, pozwalając, by wpadło pod nią świeże powietrze. Błysnęło białe futro.
— Ego? — spod materiału wysunął się nos, a zaraz za nim szare oczy — Ego, jesteś tu?
W kącie jaskini coś zamigotało. Nie, to raczej cień się poruszył, zasłaniając promienie słońca padające na ścianę.
— Jestem.
— Przynieś mi wody.
— Może tym razem sama po nią pójdziesz? — zamruczał cień — Od leżenia w końcu odpadną ci nogi, a wtedy już zawsze będziesz na mnie skazana.
Nastała cisza. Biały nos znowu zniknął pod kocem.
— Ego? — tym razem kobiecy głos był przytłumiony przez zwały tkaniny.
— Co tym razem? — wysyczał demon.
— Przynieś mi wody.
Cień nie odpowiedział. Poruszył się i wypłynął z jaskini. W świetle nie wyglądał już jak cień. Bardziej przypominał chude ciało oblane smołą. Wrócił z miską wody.
— Zrób coś ze sobą, wilku — syknął, układając się w posłaniu przy jej boku — Niedługo zaczniesz gnić.
— To mam już za sobą — odpowiedziała — Ale masz rację, muszę coś zrobić. Zresztą nawet wiem, co mam do roboty. Czas na moje ulubiony rytuał.
— Rytuał? — zaciekawiła się istota — To na co czekamy? Wstawaj.
— Chyba nigdy nie widziałam cię tak podekscytowanego. Od kiedy to obchodzi cię moja praca? Albo to co robią inne wilki?
— Nigdy nie wiesz, kiedy wpadniesz na nową pasję.
Wichna wygramoliła się z posłania, zastanawiając się, czego tak naprawdę chce Ego. Może liczył na krew i ofiary składane na ołtarzu?
Rytuał, który planowała przeprowadzić był prosty w założeniach, jednak dość trudny do wykonania. Wichna doświadczyła go kilka razy i za każdym coś szło nie tak, jak powinno. Wystarczył tylko odpowiednio ułożyć kamienie, naczynia z wodą i drewno, ale tak to już jest, że z burzą z piorunami ciężko się dogadać. A mniej więcej na tym polegała cała operacja. Wilczyca zaczęła od ułożenia ogniska, a wokół niego trzech okręgów w kamieni i miseczek z wodą. Podczas gdy napełniała ostatnie naczynka, poczuła na nosie pierwsze krople deszczu. Ego uwijał się wokół, rzucając jej pod nogi kolejne otoczaki.
I przyszedł czas na sam rytuał. Nad głowami wilka i demona zebrały się ołowiane chmury, z których spadały pojedyncze wielkie krople. Szalał wiatr, zrywając z ziemi chmury pasku, kwiatów i suchej trawy. Wichna popatrzyła na Ego, który stał w cieniu jaskini, a ten kiwnął głową na znak, że pilnuje jej pleców. Wadera potarła trzymanym w pysku nasiąkniętym żywicą i prochem siarkowym drewienkiem o kamień. Szczapka strzeliła, z nieba posypały się iskry i gromy. Błyskawica. Zapłonęło wielkie ognisko, wokół kręgów roztańczyły się duchy pogodowe i latawce. Słońce zniknęło całkowicie za chmurami i nagle płomień stał się jedynym źródłem światła. Wichna rozpoczęła rytuał. Tańczyła po kręgach, wypowiadała niezrozumiałe zaklęcia, których uczyła się od czarownic mieszkających w górach. Na wyżynach przeżycie wilków często zależało od powodzenia rytuałów takich jak ten. Kiedy miseczki dopełniły się wodą deszczową, upiła łyk z każdej z nich, a resztą polała ognisko i wrzuciła do niego naczynia. Wilczyca wyrwała jedną nitkę ze swojej czerwonej chusty i ją również puściła w dziki wir płomieni. Następnie burza ustała i na niebie znów pojawiło się słońce.
Wichna spuściła głowę do ziemi, ciężko dysząc. Zamknęła oczy, żeby nie wpływała do nich ściekająca jej po sierści woda.
— Zadowolona? — usłyszała zniecierpliwiony głos dobiegający od strony jamy.
— Bardzo — mrugnęła, ledwo mogąc wydusić słowo ze zmęczonego gardła — Nadrobiłam tym ostatni miesiąc bezrobocia. Teraz czas na drzemkę.
Jak gdyby nigdy nic, wadera, powłócząc nogami, ruszyła do jaskini. Zostawiła za plecami okręgi, żarzące się nadal ognisko i pobojowisko, które powstało podczas rytuału. Ale nie dane jej jeszcze było odpocząć.
— Jest tu kto? — usłyszała, gdy stawiała łapę w progu nory — Halo?
— Ktoś jest — odpowiedziała natychmiast, jednak nie odwracała głowy w tamtym kierunku — Zależy kogo, albo czego szukasz. Mogę jedynie zgadywać, że wykurzyła cię tutaj burza? — Wichna już nieraz witała wilki, które znajdowały schronienie w zacisznym, odosobnionym zakątku, w którym się urządziła. Na otoczonym lasem i skałami terenie była tylko jedna niewielka polana, otwarte pole idealne, by trzaskały w nie pioruny.
Zapraszam kogoś chętnego do kontynuacji ^u^ chętnie ruszę z jakąś serią
*(Opowiadanie otrzymuje dodatkowe 20 cs)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz